Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Felieton Artura Adamskiego: Wybory, postęp i tyrania

Artur Adamski
W czasie jednego ze spotkań wyborczych kampanii sprzed czterech lat na pytanie dotyczące zanieczyszczenia Wisły Rafał Trzaskowski odpowiedział, że w wyborach tych chodzi właśnie o to, by nie zadawano takich pytań.

Jak doprowadzić do tego, by rządzący nie musieli na nic obywatelom odpowiadać ani z czegokolwiek się tłumaczyć? Sam Trzaskowski wyjaśniał to w innej swojej wypowiedzi, pod adresem dziennikarzy jednej ze stacji telewizyjnych kierując słowa: „Spieszcie się zadawać takie pytania, bo na ich zadawanie niewiele wam już czasu zostało”.

Trudno zapowiedzi takich nie traktować poważnie, jeśli zdecydowana większość naszej najnowszej historii składa się z lat, w których niemal nie istniały żadne media skłonne do zadawania rządzącym jakichkolwiek niewygodnych dla nich pytań. Mimo że od 1989 roku wolne słowo mogło się pojawiać już nie tylko w ściganych przez komunistyczny aparat terroru pismach drugiego obiegu, do zaistnienia jakiejkolwiek stacji radiowej czy telewizyjnej niezbędna była koncesja oraz duże pieniądze.

Skutkiem tego przez całe dziesięciolecia bytu szumnie zwanego Trzecią Rzeczpospolitą wszystkie środki masowego przekazu mówiły głosem jednorodnym, establishmentowi nie tylko sprzyjającym, ale też wdeptującym w ziemię każdego, kto na łamach jakiejś niezależnej gazetki wyraził pogląd odmienny, niepokój czy wątpliwość. Dla niepodzielających zachwytu wykreowanymi przez medialny quasi-monopol „autorytetami”, dla niewyrażających fascynacji operacją zwaną planem Balcerowicza czy usiłujących zadać najbardziej nawet oczywiste pytania wymyślono inwektywę brzmiącą: „oszołom”.

Druga, wzięta ze światłych myśli pewnego księdza, który został funkcjonariuszem postępowej partii politycznej, brzmiała „homo sovieticus” i służyła m.in. do ciskania nią w robotników zrozpaczonych likwidowaniem ich zakładów pracy. Za sprawą ładu medialnego lat transformacji ustrojowej dowiadywaliśmy się, że ów „człowiek radziecki” z łacińskojęzycznej obelgi to ten, któremu nie podoba się uwłaszczenie nomenklatury, wyprzedaż narodowego majątku za przysłowiową czapkę śliwek czy likwidacja fabryk stanowiących źródło utrzymania bezliku polskich rodzin.

O gigantycznych grabieżach i aferach, o kolosalnej skali krzywd, czy istnej pladze różnorakich nadużyć media za wiele nie mówiły. Śmierć całych gałęzi gospodarki i miliony bezrobotnych przedstawiano jako „naturalną cenę tego, by w przyszłości mogło być lepiej”, nakradzionym komunistom nadano miano „liderów biznesu”, a z dnia na dzień pozbawianym środków do życia pracownikom likwidowanych PGR-ów czy kopalń Zagłębia Wałbrzyskiego - miano „nieprzystosowalnych do rynkowych realiów sierot po socjalizmie”.

Kto pamięta medialny luksus, w jakim swą władzę sprawowali rządzący wówczas Polską, ten świetnie rozumie tęsknotę ludzi w rodzaju Trzaskowskiego do realiów, w których nie ma redakcji z dziennikarzami skłonnymi do zadawania trudnych pytań. Zapowiedź, że w przypadku wygrania wyborów przez takich Trzaskowskich wymarzony przez nich ład medialny zostanie przywrócony, traktować należy więc jak najbardziej serio. W tym zakresie wyborcze obietnice realizowane byłyby na pewno. Podobnie jak te postępowe idee, które niedawny kandydat PO na prezydenta Rzeczpospolitej już urzeczywistnia, będąc prezydentem stolicy.

Siedzę właśnie nad wyjątkową książką, wydaną nakładem Białego Kruka i oprzeć się nie mogę logice wniosku, że zawartość tomu zatytułowanego „Tyrania Postępu” składa się z tego, co już jest wdrażane, oraz tego, co nas czeka, jeśli, nie daj Boże, wybory wygra opozycja przez samą siebie nazwana totalną. Wypowiedzi kilkunastu autorów bardziej są nie esejami, lecz naukowymi analizami, bo i większość wyszła spod piór profesorów i to tych z dorobkiem najpoważniejszym.

Pióra to znakomite, więc i czyta się świetnie, aczkolwiek wnioski z niemal każdej strony tej lektury są niepokojące. Tym bardziej że każdy wątek tej arcyważnej pracy znajduje potwierdzenie w wydarzeniach już rozgrywających się na naszych oczach. I do których w skali pełnej, niemożliwej już do powstrzymania, dojść może także na ulicach naszych miast. Obietnicę Tuska, że „będziemy mieli Paryż w Warszawie” rozumieć więc warto jako ostrzeżenie przed spełnieniem się prawdziwego koszmaru.

Pierwsze do niego przygrywki, mimo iż upiorne, miały jeszcze charakter groteskowy. Kulturowe ubogacanie polskiej stolicy polegało np. na zasiedleniu wyspy na Wiśle arabskimi pastuchami. Zainwestowane środki wielu owoców nie przyniosły - kozy zdechły, pasterze ewakuowali się tramwajami. Inscenizowanie płonących dzielnic Paryża w Warszawie też nie osiągnęło francuskiego rozmiaru - chętnych do palenia samochodów jeszcze za mało, substytutem szturmowanych sklepów musiały być dymne świece, a leżące przy nich ciało okazało się należeć do aktora, który podniósł się po paru minutach pozowania dla reporterskich obiektywów.

Nie tylko jednak z „Tyranii Postępu”, ale i z zapowiedzi prących do władzy nad Polską postępowych polityków wiemy, że ich wyborczy sukces oznaczałby przeskok ze standardu inscenizacji do realiów prawdziwego już nieszczęścia. Na razie krajowe ekstremum stanowi zanieczyszczanie świątyń, Diduszko udający trupa, a po dachach pojazdów skacze jedynie Marta Lempart. Jednakowoż władze kilku polskich miast już finansują działalność organizacji zajmujących się m.in. szkoleniem w urządzaniu ekscesów i walki z policją. Doświadczyliśmy ataków na kościoły, skazywania przez sądy tych, którzy stawali w ich obronie, i uniewinniania zakłócających nabożeństwa.

Jaki będzie tego ciąg dalszy, jeśli zrealizowany zostanie postulat sprowadzenia do Polski wielu tysięcy podobnych do siewców zniszczenia, przejmujących kontrolę nad dzielnicami kolejnych miast Francji, Belgii, Szwecji?

Czy wiek XX, w historii zapisany jako stulecie totalitaryzmów, nie dość uodpornił nas na proceder odwracania znaczeń najpiękniejszych słów? Po budowie państwa robotników i chłopów, która okazała się polegać na eksterminacji, czy społecznej sprawiedliwości, sprowadzającej się do zamordyzmu, doświadczyliśmy upragnionej wolnorynkowej reformy, ale z kapitalizmem wyciętym z powieści Dickensa i Reymonta.

Kreatorzy takich procederów i mentorzy tegoż nurtu wciskają nam dziś kulturowe ubogacanie de facto polegające na zabijaniu naszej cywilizacji. Przygotowują nam świat takich „wolnych mediów”, które nie zadadzą żadnego niewygodnego im pytania. Projektują postęp, którego istotą jest tyrania. Odczytujmy więc rzeczywiste cele ukryte pod maską pięknie brzmiących słów. A jeśli mamy z tym kłopot, to „Tyrania Postępu” jest chyba najlepszym z dostępnych źródeł odpowiedzi na najważniejsze dziś pytania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera