Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filip z Rybnika pokonał chłoniaka i mógł spełnić marzenie

Katarzyna Spyrka
8-latek poleciał małym samolotem. Lot odbył się w miniony piątek na lotnisku w Gotartowicach w Rybniku
8-latek poleciał małym samolotem. Lot odbył się w miniony piątek na lotnisku w Gotartowicach w Rybniku Katarzyna Spyrka
8-letni Filip Zdrzałek przez ponad dwa lata walczył z nowotworem. Miał sześć lat, kiedy postawiono mu diagnozę: chłoniak anaplastyczny wielkokomórkowy. Chłopak wyzdrowiał i spełnił marzenie o locie samolotem. Pisze Katarzyna Spyrka

Wesoły, pełen energii i żądny wrażeń - te słowa najlepiej opisują dziś 8-letniego Filipa Zdrzałka z Rybnika, który jeszcze dwa lata temu oddychał za pomocą respiratora, a jego życie toczyło się w szpitalach. Marzył o podróżach, ale kiedy chłopak zachorował, jego wojaże kończyły się na trasie: Rybnik - Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie - Rybnik. Dziś na szczęście to się zmieniło. Filip wrócił do zdrowia i dzięki temu mógł spełnić swoje największe marzenie o lataniu samolotem.

Udało się to dzięki Fundacji "Mam Marzenie", która tydzień temu zorganizowała lot 8-latka specjalnym, ultralekkim samolotem, pod okiem wyszkolonego pilota. Towarzyszyliśmy Filipowi w tym jakże ważnym dla niego dniu.

- Najbardziej chciałbym zobaczyć Legoland, a oprócz tego swój dom - mówił chłopiec. Z dziecięcą fantazją opowiadał o swoim życiu.

- Nie mogłem dziś za bardzo spać. Odkąd mamy psa, to ciągle słyszę, jak on się gdzieś rusza i nie mogę zasnąć - zagadywał 8-latek.

O sobie mówił niewiele. Wstydzę się. Nie wiem. Może. Jednak kiedy przyszło mu opowiadać o koleżankach z podwórka lub ukochanym bracie, z uśmiechem od ucha do ucha zdradzał najmniejsze szczegóły.

- Adam, mój brat, często się ze mną bawi. To znaczy gonimy się po domu, a dom mamy duży. Mogę się wtedy wybiegać, bo ja uwielbiam biegać - opowiadał Filip z niekrytą radością. - Mam też koleżanki, ale wstydzę się o nich mówić. Oliwia na przykład jest fajna, bo najlepiej puszcza bańki. Poznałem ją kiedyś, jak na podwórku puszczaliśmy bańki właśnie - wspominał chłopiec.

I kiedy to wszystko opowiadał, wszystkim dorosłym, którzy zebrali się w miniony piątek na lotnisku w Rybniku-Gotartowi-cach, łza się kręciła w oku. Nie tyle ze wzruszenia, ile z radości, że chłopiec po długiej walce z chorobą, z którą nie radzą sobie czasem nawet dorośli, w końcu znów mógł stać się dzieckiem i cieszyć się zwyczajnie z każdego dnia.

- Jestem po prostu łobuzem - wypalił w pewnym momencie chłopiec. I to szczere wyznanie natychmiast potwierdził jego tato. Marek Zdrzałek dwa lata marzył, żeby choroba jego syna nie zepsuła mu życia.

- To wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Dzień po 6. urodzinach Filipa zaczęły się jego gorączki. Na początku niegroźne, około 37 stopni. To było 15 lutego, a 27 lutego Filip trafił już do szpitala w Rybniku, bo trzeba było ustalić, skąd się wzięła ta podwyższona temperatura - wspomina pan Marek.

Stan chłopca się nie poprawiał. Filip najpierw trafił do Chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii, potem do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Jego stan ciągle się pogarszał.

W maju, oprócz 40-stopniowej gorączki, bólów głowy i bioder, pojawiła się niewydolność oddechowa, niewydolność nerek.
- Filipa wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej, oddychał za pomocą respiratora, był dializowany. Ciągle żaden z lekarzy nie mógł ustalić, co mu dolega - wspomina ojciec chłopca.

6-letni wtedy Filip przeszedł serię badań, m.in. otwartą biopsję szpiku, kości, wątroby, liczne USG, tomografie, scyntygrafie i inne. Wyniki obejrzeli specjaliści z Niemiec, Francji, Anglii i USA. Dopiero wtedy, po wykonaniu dodatkowej biopsji wątroby, nastąpiło rozpoznanie - chłoniak anaplastyczny wielkokomórkowy. Trzeci stopień zaawansowania. - Tego widoku syna przypiętego do kroplówek, podłączonego do respiratora i tego, jak się zmienia pod wpływem chemioterapii nigdy nie zapomnimy, ale teraz cieszymy się tym, co jest - ucina pan Marek i z radością oznajmia, że lekarze zakończyli leczenie, uznając Filipa za zdrowego już chłopca.

Od września chłopiec chodzi do szkoły. W powrocie do normalności pomogło coś jeszcze. Do rodziny Zdrzałków zadzwonili pewnego dnia wolontariusze z Fundacji "Mam Marzenie" z Krakowa, którzy spełniają życzenia chorych dzieci.

- Filip nie zastanawiał się długo. Powiedział, że chciałby polecieć samolotem, a to - ku naszemu zdziwieniu - wcale nie było takie niemożliwe. Nawiązaliśmy kontakt z firmą SmartMedia, która dysponuje samolotem i chciała poświęcić swój czas, żeby takie marzenie spełnić. Od marzenia do jego realizacji upłynęło zaledwie kilka tygodni - twierdzi Sebastian Uzar, wolontariusz fundacji.

W końcu nadeszła długo wyczekiwana chwila lotu. Samolot ledwo wykołował na polu rybnickiego lotniska, a chłopiec podbiegł do niego jakby sam miał skrzydła. Nie czekając na pilota, który jeszcze chwilę musiał załatwiać formalności, już wsiadł do maszyny i słuchał uważnie, z czego się składa.

Spełnienie marzenia stało się nieco stresujące, bo kiedy okazało się, że Filip będzie musiał polecieć sam, a jego tato zostanie na dole, mina trochę zrzedła 8-latkowi. Jednak ani na chwilę nie opuścił maszyny.

Kilkanaście minut po godzinie 14 drzwi samolotu się zamknęły. W nim - w roli pasażera - 8-letni Filip, a obok wyszkolony pilot samolotów typu Cessna - Jacek Boczkowski. Na dole Filipowi kibicowali dziennikarze, fotoreporterzy, operatorzy kamer, wolontariusze i oczywiście tato, który wyciągając kciuka do góry, chciał mu dodać odwagi.

W końcu wznieśli się do góry. Po 15 minutach samolot wylądował znów na lotnisku. Tłumy dziennikarzy podbiegły do maszyny, żeby zapytać Filipa o wrażenia, ale chłopiec zupełnie się tym nie przejmując, wyskoczył i pobiegł prosto w ramiona swojego taty. Na pytanie, jak było, odpowiedział z wrodzonym wdziękiem: - No, fajnie było! Widziałem Zalew Rybnicki i stadion - relacjonował chłopiec. To właśnie w okolicach Stadionu Miejskiego w Rybniku znajduje się dom rodziny Zdrzałków. I choć z nadmiaru emocji 8-latek nie mówił zbyt dużo, po minie można było wywnioskować, że marzenie zostało jak najbardziej spełnione.

- Jestem pewien, że mu się podobało. Najbardziej był zachwycony startem, potem interesował go przelot nad swoim domem, specjalnie też zabrałem go w te okolice. Podziwiam, że był bardzo odważny, ma zadatki na pilota - chwalił chłopca Jacek Boczkowski, pilot samolotu.

- Dla takich chwil warto żyć. Kiedy widzimy, że jakieś marzenie zostało spełnione i przyniosło tyle radości naszym podopiecznym, to daje nam dodatkowego "kopa" do działania. To cieszy, tym bardziej że nie zawsze zdążymy marzenia chorych dzieci spełnić - przyznaje Sebastian Uzar, wolontariusz Fundacji "Mam Marzenie". W tym wypadku, kiedy Filip dowiedział się, że jego marzenie może się spełnić, dodawało mu to jeszcze większej motywacji do walki z chorobą, żeby tylko móc jak najszybciej polecieć.

- W Rybniku byliśmy już kilka razy w tym roku. Także w sąsiednim Wodzisławiu Śląskim, gdzie niedawno udało nam się spełnić marzenie chorej dziewczynki, która chciała pływać z delfinami na Krymie - dodaje Sebastian Uzar. W sumie, tylko w tym roku, fundacja pomogła spełnić już 60 dziecięcych marzeń.



*DŁUGOTERMINOWA PROGNOZA POGODY NA PAŹDZIERNIK 2013
*Kto najwybitniejszym absolwentem śląskich uczelni? [PLEBISCYT DZ]
*Najpiękniejsze Polki w Kalendarzu Charytatywnym 2014 [ODWAŻNE ZDJĘCIA]
*Najlepsze przepisy na pyszne dania GOTUJ Z DZIENNIKIEM ZACHODNIM

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!