MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Grzonka: „Mam w uszach tę niesamowitą wrzawę”. Mistrzostwa Europy na żużlu w Chorzowie. Wywiad z Henrykiem Grzonką

Stefan Kowlaski
21.06.2017, MikołówHenryk Grzonka Lucyna Nenow /Dziennik Zachodni /Polska Press
21.06.2017, MikołówHenryk Grzonka Lucyna Nenow /Dziennik Zachodni /Polska Press Lucyna Nenow / Polska Press
Stadion Śląski w Chorzowie kojarzy się przede wszystkim z pierwszym w historii polskiego żużla tytułem Indywidualnego Mistrza Świata, zdobytym przez Jerzego Szczakiela w 1973 roku. Jedną z osób, która oglądała te zawody z perspektywy trybun, jest Henryk Grzonka, ceniony dziennikarz i komentator obdarzony niezwykłą wiedzą, a poza tym pasjonat czarnego sportu i kolekcjoner żużlowych pamiątek. Rozmawiamy z nim o szczegółach zawodów sprzed ponad czterech dekad, znajomości z Mistrzem Świata, a także o powrocie żużla do legendarnego Kotła Czarownic.

Podobno oglądał Pan na żywo wszystkie zawody żużlowe na Stadionie Śląskim. To prawda?
Tylko te najważniejsze. Musimy pamiętać, że przez kilka lat swoje mecze ligowe rozgrywał tam również Śląsk Świętochłowice, który nie miał jeszcze własnego Stadionu na Skałce. W tych wydarzeniach nie brałem udziału, a na pewno nie we wszystkich. Jeżeli mówimy jednak o pozostałych imprezach rangi mistrzowskiej i międzynarodowej to oczywiście nie mogłem ich odpuścić.

Spodziewam się, że finał Mistrzostw Świata z 1973 roku był sporym magnesem.
W 1969 roku, kiedy miałem jedenaście lat, w Rybniku rozgrywano finał Drużynowych Mistrzostw Świata. Pamiętam wspaniały sukces polskiej drużyny, która zajęła pierwsze miejsce. Ja byłem wtedy na żużlu po raz pierwszy i nie ukrywam, że bardzo to przeżywałem. Do dzisiaj pamiętam praktycznie każdy wyścig tego finału i wspaniałą jazdę Edwarda Jancarza, Stanisława Tkocza, Andrzeja Wyglendy, Andrzeja Pogorzelskiego i Henryka Glucklicha. Proszę sobie wyobrazić co się stało. Polska została Mistrzem Świata, a takie rzeczy zdarzały się wtedy dużo rzadziej niż teraz. Nie ukrywam, że polubiłem ten sport. Potem pojechałem na finał Indywidualnych Mistrzostw Świata do Wrocławia w 1970 roku, do dzisiaj mam nawet bilet z tych zawodów, a rok później oglądałem na żywo finał Mistrzostw Świata Par w Rybniku. To był kolejny wielki sukces Polaków, ponieważ Andrzej Wyglenda i Jerzy Szczakiel zdobyli złoto po raz pierwszy w historii i jak się późnej okazało, również ostatni. Miałem w pamięci wszystkie te niesamowite wydarzenia, więc musiałem pojawić się w Chorzowie. To było dla mnie oczywiste. Po raz kolejny mogłem zobaczyć najlepszych zawodników świata w swojej okolicy.

Nie przegapcie

Jak się zdobywało bilety na takie zawody?
Wtedy było tak, że to zakłady pracy rozprowadzały bilety. Można było je kupić z jakąś drobną dopłatą, ale tak naprawdę one nie były wcale takie drogie. Na pewno dało się je załatwić, ale trzeba było trochę się postarać, bo zainteresowanie tego typu imprezami było ogromne. Największą rolę w tym wszystkim odegrał mój tata, bez którego pewnie by się nie udało. Bardzo się cieszyłem. Pamiętam, że to był dla mnie wyjątkowy czas, bo akurat zaczynałem naukę w szkole średniej. Zawody odbywały się w niedzielę 2 września, a następnego dnia było rozpoczęcie roku szkolnego. To jednak nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Chodziłem już wtedy na zawody żużlowe i nie mogłem odpuścić imprezy na Stadionie Śląskim.

Liczył Pan kiedyś ile było tych zawodów przed finałem w Chorzowie?
Trudno mi powiedzieć. O tych najważniejszych już wspomniałem. Siłą rzeczy, najbardziej zapamiętywałem zawsze turnieje finałowe. W międzyczasie na pewno chodziłem na mecze ligowe do Rybnika, bo tam miałem po prostu najbliżej. To były naprawdę dobre czasy, bo mieliśmy w drużynie prawdziwe gwiazdy żużla, takie jak Antoni Woryna, Andrzej Wyglenda czy Stanisław Tkocz. Na nich się wtedy chodziło, nie mówiąc już o tych, którzy przyjeżdżali do nas na zawody. Potem było mi dane poznać ich bliżej i zaprzyjaźnić się z nimi.

21.06.2017, MikołówHenryk Grzonka Lucyna Nenow /Dziennik Zachodni /Polska Press

Henryk Grzonka: „Mam w uszach tę niesamowitą wrzawę”. Mistrz...

Dlaczego zakochał się Pan w żużlu?
Przyciągały mnie wielkie imprezy, wielkie nazwiska i światowy poziom. Żużel to nieprawdopodobne emocje. Wydaje mi się, że mamy tu do czynienia ze stopniowaniem tych emocji. Nawet jeżeli jeden bieg jest słaby, drugi bieg jest słaby, to ten trzeci może człowieka rozgrzać, a następny może być jeszcze lepszy. Kiedy chodziłem na mecze piłkarskie, które również przyszło mi komentować w moim życiu zawodowym, chociaż specjalnie za tym nie przepadałem, to zdarzały się takie spotkania, że człowiek siedział 45 minut i nic się nie działo. Potem było drugie 45 minut i nadal bezbramkowy remis. Czym tu się emocjonować? Żużel bardzo często przyciągał też całe rodziny na stadiony. To miało charakter pikniku. Zauważyłem to, kiedy zacząłem jeździć po świecie. Najbardziej rozwinęli to chyba Niemcy. Tam zawsze były kiełbaski, piwo, gadżety i konkursy. To było niesamowite widowisko, ale nie ukrywam, że dla mnie najważniejsze są emocje, które potrafiłem znaleźć w żużlu.

Czy finał Mistrzostw Świata z 1973 roku również był emocjonujący?
To był jeden z ciekawszych finałów. Być może uważam tak dlatego, że to był jeden z pierwszych finałów, które oglądałem na żywo, ale moim zdaniem te zawody miały niezwykłą dramaturgię. Na koniec mieliśmy przecież wyścig dodatkowy, który decydował o tytule Mistrza Świata. Traktowaliśmy go jak wielki finał tych zawodów z udziałem dwóch najlepszych zawodników, którzy w rundzie zasadniczej uzbierali po 13 punktów. Emocji na pewno nie zabrakło, ponieważ wszyscy faworyci po kolei odpadali. Także Ivan Mauger, który już przed zawodami był stawiany na pierwszym miejscu, również stracił punkty. Bardzo dobrze wspominam ten turniej. Potem oglądałem wiele jednodniowych finałów, ale myślę, że ten plasuje się w absolutnej czołówce pod względem jakości widowiska.

Nie przegapcie

Jak bardzo tamten żużel różnił się od tego, który możemy oglądać w dzisiejszych czasach?
Myślę, że wszyscy mieli nieco bardziej wyrównane szanse dzięki porównywalnemu sprzętowi. Wtedy nie było jeszcze takiego wyścigu zbrojeń, jaki jest dzisiaj. Myślę, że pod tym względem było dużo lepiej. To co się teraz dzieje prowadzi do wynaturzenia tego sportu. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, w jakich żyjemy czasach, ale to się źle skończy. Przed laty znacznie bardziej liczył się sport, a sprzęt miał dużo mniejsze znaczenie. Proszę zauważyć, że w 1973 roku Mistrzem Świata został zawodnik, który ani nie jeździł w Anglii, ani nie był zdecydowanym faworytem tych zawodów. W polskich rankingach również byli lepsi od niego, na przykład Zenon Plech, Edward Jancarz czy Paweł Waloszek. Mechanicy przygotowali mu jednak bardzo dobry motocykl. Ta historia została napisana tylko dzięki temu, że mieliśmy jednodniowy finał, którego jestem wielkim zwolennikiem.

Jak zareagował stadion na złoto Jerzego Szczakiela?
Bieg finałowy wszyscy oglądali na stojąco, a wtedy to nie było wcale takie oczywiste. Na stadionie zapanowała niezwykła euforia. Proszę sobie wyobrazić 100 tysięcy ludzi, którzy krzyczą, dopingują i piszczą. Atmosfera była porównywalna do meczu Polska-Anglia, po którym Stadion Śląski otrzymał w angielskiej prasie nazwę Kocioł Czarownic. Anglicy usłyszeli wielki tumult i śpiewanie polskiego hymnu, a ponieważ siedzieliśmy w takiej niecce, to skojarzyli to właśnie z takim kotłem. Na finale z 1973 roku mieliśmy dokładnie to samo. Do dzisiaj mam w uszach tę niesamowitą wrzawę. Naprawdę trudno było tego nie zapamiętać. Moim zdaniem to już jest raczej nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Kiedy słuchałem hymnu śpiewanego we Wrocławiu podczas Grand Prix, to doszedłem do wniosku, że to już nie jest to samo.

Co Pan czuł, jako 15-letni naoczny świadek, kiedy Jerzy Szczakiel został Mistrzem Świata?
Byłem dumny i bardzo szczęśliwy. Polak wreszcie został Mistrzem Świata. To było niesamowite przeżycie. Trzy lata wcześniej we Wrocławiu Paweł Waloszek przegrał wyścig i zarazem tytuł z Ivanem Maugerem o zaledwie szerokość koła motocykla. Wiedzieliśmy, że Antoni Woryna był pierwszym Polakiem z medalem Mistrzostw Świata, ale to był brąz. Potem jego sukces powtórzył Edward Jancarz. Następnie było wspomniane przeze mnie srebro Pawła Waloszka, więc znajdowaliśmy się coraz bliżej, ale ciągle brakowało nam mistrza. Na szczęście w końcu się udało.

Jerzy Szczakiel stał się wtedy Pana idolem?
Nie określałbym tego w taki sposób, ale na pewno zastanawiałem się czy później będzie w stanie jeździć tak samo dobrze, jak w Chorzowie. Niestety to nie było takie oczywiste. Krótko po tym finale Szczakiel doznał kontuzji i jego kariera powolutku dobiegała końca. Na pewno zakończył ją przedwcześnie, dlatego nie do końca miał szanse, żeby stać się prawdziwym idolem. Nie ukrywam, że szkoda. Żałuję, że potoczyło się to właśnie w taki sposób, bo on był na tyle nieobliczalnym zawodnikiem, że jeszcze wiele mógł zdziałać.

Zapewne miał Pan okazję poznać Jerzego Szczakiela.
Od kiedy został Mistrzem Świata, bardzo mi na tym zależało i w końcu się udało. Znamy się od wielu lat i kolegujemy. Ostatnio widzieliśmy się podczas Grand Prix we Wrocławiu. Jurek chodził o kuli, ponieważ miał jakieś problemy ze stawem biodrowym. Nie ukrywam, że spotykamy się ze sobą. W przeszłości wielokrotnie bywałem u niego w domu i nagrywałem go do radia.

Kiedy spotkaliście się po raz pierwszy?
Trudne pytanie. Na pewno spotkaliśmy się i rozmawialiśmy na Stadionie Śląskim w 1986 roku, kiedy profesjonalnie zajmowałem się już żużlem i pracowałem jako dziennikarz sportowy. Nagrywałem z nim rozmowę przed finałem Mistrzostw Świata. To było na treningu. Mieliśmy wejście na żywo z naszego stanowiska komentatorskiego i przypominaliśmy finał z 1973 roku. Nie dam sobie jednak ręki uciąć, że to było nasze pierwsze spotkanie. Wydaje mi się, że wcześniej też coś było, ale nie jestem w stanie sobie dokładnie przypomnieć.

Jaki prywatnie jest Jerzy Szczakiel?
Od samego początku był bardzo skromnym człowiekiem. Zawsze znajdował się trochę z boku, ale jednocześnie wykazywał sporą życzliwość. Trudno mi jednak powiedzieć jakim dokładnie był zawodnikiem, ponieważ poznałem go prywatnie dopiero, kiedy zakończył swoją karierę. Znacznie więcej na ten temat mogliby powiedzieć jego koledzy z toru. Ja mam z nim fantastyczny kontakt. Mamy świetne relacje i jesteśmy praktycznie na każde swoje zawołanie. Do dzisiaj spotykamy się przy okazji różnych zawodów. Zdarzało mi się nawet odwozić go do domu. Ogólnie jest bardzo sympatycznym człowiekiem, a momentami bywa kawalarzem. To już jednak nie nadaje się do publikacji (śmiech).

Może jednak opowie Pan jakąś historię?
No dobrze, ale coś krótkiego. Pamiętam, że kiedyś jechaliśmy z Jurkiem Szczakielem i śp. Jankiem Muchą na zlot weteranów do Równego. Musieliśmy przekroczyć granicę i pewnie stalibyśmy w długiej kolejce, gdyby nie Szczakiel. Nie mam jednak zielonego pojęcia jak on to zrobił.

Dlaczego Polacy tak długo czekali na kolejnego Mistrza Świata?
Nasi zawodnicy przez długi czas nie mieli dostępu do tak dobrego sprzętu, jak ich rywale z krajów zachodnich. Jeżeli ktoś nie miał takich samych silników, to przestawał istnieć na światowych torach. Problem polegał na tym, że to wszystko było bardzo drogie. Myślę, że za wypłatę z meczu ligowego nasz zawodnik mógłby sobie kupić co najwyżej manetkę gazu, ewentualnie kierownicę. Przez cały sezon nie uzbierałby pieniędzy na nowy silnik, a nawet na przechodzony. Polski żużel w latach 80. przeżywał poważny kryzys. Wtedy cieszyliśmy się, że Polak w ogóle awansował do finału Mistrzostw Świata. Nikt nawet nie zastanawiał się ile punktów on tam zdobędzie. Liczyło się, że po prostu był. To jednak nie znaczy, że mieliśmy słabych zawodników, którzy nie potrafili jeździć. Po prostu nie mieli na czym się ścigać. To był wielki dramat tej dyscypliny w naszym kraju. Uważam, że wtedy zmarnowało się nam pokolenie niezwykle utalentowanych żużlowców, takich jak Roman Jankowski, Zenon Kasprzak, Wojciech Żabiałowicz, Andrzej Huszcza i tak dalej. Moim zdaniem to byli zawodnicy, którzy dzisiaj zdobywaliby medale Mistrzostw Świata.

Wiele wskazuje na to, że Polacy jeszcze trochę poczekają też na kolejnego Mistrza Europy. Dlaczego polskim żużlowcom nie udaje się zdobyć złota, od czasu kiedy za organizację tych zawodów odpowiada firma One Sport?
W tego typu imprezach zawsze wygrywa najlepszy. Trzeba pokonać wszystkich rywali, a Polakom zawsze ktoś stawał na drodze do sukcesu. W zeszłym roku mieliśmy bardzo dobry początek w wykonaniu Jarka Hampela, ale końcówka okazała się znacznie słabsza. Przy okazji objawił się talent Leona Madsena, dlatego to właśnie on sięgnął po tytuł Mistrza Europy. Może zabrzmi to trochę dziwnie, ale wydaje mi się, że nad naszymi zawodnikami ciąży jakieś fatum. Potrafimy odnosić sukcesy drużynowo, ale w rozgrywkach indywidualnych jest nam znacznie trudniej. Taki stan rzeczy utrzymuje się już od wielu lat i nie potrafimy tego zmienić.

Jak się podobają Panu Mistrzostwa Europy, od czasu kiedy przejął je One Sport?
Teraz to są znacznie bardziej prestiżowe zawody. Wszystko za sprawą dużo silniejszej obsady. To już nie jest żadne prowincjonalne ściganie. Parę lat temu wystarczyło przyjechać na jednodniowy finał i pokonać zawodników drugiego czy trzeciego sortu, żeby zostać Mistrzem Europy. Nikogo nie zamierzam obrażać, ale tak to właśnie wyglądało. Teraz jedzie się naprawdę o coś. Rywalizacja jest o wiele trudniejsza, a złoty medal zyskał na znaczeniu.

W tym roku finałowa runda Mistrzostw Europy po raz drugi z rzędu odbędzie się na odnowionym Stadionie Śląskim w Chorzowie. Co Pan o tym sądzi?
Jestem bardzo zadowolony, ale mogę być nieobiektywny, ponieważ jestem skażony historią tego stadionu i mam do niego ogromny sentyment. Spędziłem tu setki godzin mojego zawodowego i kibicowskiego życia. Bardzo się cieszę, bo uważam, że to jest nawiązanie do niezwykłej żużlowej tradycji tego stadionu. Kiedy przed laty obserwowałem jak likwidowano tor i rozbierano bandy, to byłem przekonany, że to jest koniec żużla na Stadionie Śląskim. Wydawało mi się, że motocykle już nigdy nie zawarczą w tym miejscu. Na szczęście tym razem się myliłem.

Rok temu był sentymentalny powrót?
Nie ukrywam, że podchodziłem do tego z wielkimi emocjami. Śledziłem budowę toru i bardzo mocno kibicowałem, żeby wszystko się udało. Nie spodziewałem się, że żużel wróci na Stadion Śląski, a skoro wrócił, to mam nadzieję, że zabawi tu trochę dłużej niż rok czy dwa.

Jak Pan ocenia zawody sprzed roku?
Myślę, że nie powiem niczego odkrywczego, bo wszystko przewinęło się już przez media, ale uważam, że to była bardzo udana impreza. Mogę wypowiadać się w samych superlatywach, ale staram się też patrzeć na to trochę szerzej. Polska firma pokazała, że Ole Olsen nie musi mieć monopolu na budowę jednodniowych torów i organizację zawodów na największych obiektach sportowych. Ludzie z One Sportu udowodnili, że również potrafią to robić i wcale nie są pod tym względem gorsi. Wiadomo, że robią to za dużo mniejsze pieniądze, co w dzisiejszych biznesowych czasach ma ogromne znaczenie.

Czego życzy Pan Stadionowi Śląskiemu na najbliższe lata?
Chciałbym, żeby żużel zagościł tu przez znacznie dłuższy czas. O przebieg kolejnych zawodów w ogóle się nie martwię. Skoro udało się przed rokiem, to czemu teraz miałoby być inaczej? Nie ukrywam, że to jest trudny teren do organizowania zawodów żużlowych. Długa przerwa, która trwała przez ostatnie lata, na pewno zostawiła jakiś ślad. Pamiętajmy, że Stadion Śląski nie ma z góry przypisanych kibiców, ponieważ w Chorzowie nie ma żadnego klubu żużlowego. Imprezy rangi mistrzowskiej przyciągają jednak kibiców z różnych ośrodków. Grand Prix na Stadionie Narodowym pokazało, że wcale nie trzeba robić zawodów żużlowych tam, gdzie jest klub oraz identyfikacja z konkretnymi barwami. Uważam, że na Śląsku warto docierać nie tylko do ludzi, którzy na co dzień chodzą na żużel i kibicują swojej drużynie, ale trzeba też sprawić, żeby na trybunach pojawiły się osoby, które być może nie są blisko tego sportu, ale na przykład pamiętają poprzednie finały i były tam ze swoimi rodzicami, tak samo jak ja. Musimy uzmysłowić wszystkim, że wielki żużel wraca na Stadion Śląski.

Zobaczcie koniecznie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera