Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Wolność słowa w kolorze sino-żółtym [CO ŁĄCZY ŚLĄSK I UKRAINĘ]

Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat arc.
Co łączy Górny Śląsk z Ukrainą? To prawda, niewiele. Powiewająca z mroków dziejów żółto-niebieska flaga - ślad sięgających Lwowa ambicji politycznych księcia Władysława Opolczyka - to za mało, by dostrzec jakąś bliższą wspólnotę losów. Śląskie orły nie poskromiły ruskich lwów. Pogodził je w minionym stuleciu sowiecki niedźwiedź. I to jest to, co naprawdę nas łączy.

Nikt rozsądny nie zaprzeczy, że niepodległa i proeuropejska Ukraina może stanowić bufor, chroniący nas przed rosyjskim ekspansjonizmem. Dlatego 10 lat temu tak gorąco kibicowaliśmy pomarańczowej rewolucji. Niestety, Ukraińcy sami zaprzepaścili tę wielką szansę, jaka wtedy przed nimi stanęła.

To właściwie niewyobrażalne. Powtórzono przecież sfałszowane wybory prezydenckie i wydawać się mogło, że Kijów otworzył sobie nową perspektywę. Minęło parę lat i okazało się, że naród odwrócił się od niekompetentnej i skłóconej władzy, samobójczo stawiając na groteskowego Janukowycza. A dzisiaj?

Tak, współczujemy ofiarom Majdanu i coraz to nowych pól bitewnych, podziwiamy des-perację i determinację, ale też bezradnie załamujemy ręce, bo mimo zalewu korespondencji i komentarzy, jakoś nie umiemy tego wszystkiego, co dzieje się we wschodnich prowincjach Ukrainy, w głowie sobie poukładać.

Homo sovieticus nie umarł. Jakieś 20 lat z małym hakiem po raz pierwszy przyglądnąłem mu się z bliska. Miał twarz ukraińskiego (a raczej: sowieckiego właśnie) pogranicznika, który postanowił mnie - jako jedynego w autobusie kursowym do Lwowa - przetrzepać, bo nie mógł uwierzyć, że zamiast bagażu i trefnego towaru, mam tylko przewieszoną przez ramię niewielką torbę.

Bo trzeba wiedzieć, że był to czas wzmożonego handlowania wszystkim ze wszystkimi. Ja zaś przewoziłem jedynie reprint przedwojennej książki o Lwowie - jego historii, zabytkach i ludziach. Mundurowego bardzo ta książka zainteresowała. Kartkował ją przez kilka minut, powodując irytację innych wycieczkowiczów, niepokojących się o swój towar.

Ja bałem się czego innego. Już wyobrażałem sobie, jak po powrocie do Katowic będę się tłumaczył Ryśkowi Zaorskiemu, aktorowi Teatru Śląskiego, od którego - jako starego lwowiaka - rzecz tę pożyczyłem. Czy zrozumie, że mi ten wydawniczy rarytas skonfiskowano? "Intieriesno" - zakończył sołdat i książkę mi jednak zwrócił.

Do tej podróży namówił mnie wtedy Marcin Ha-łaś, bytomski literat i dziennikarz (swego czasu także na tych łamach pisywał na różne "kresowe tematy"). Czy przed niedawnymi świętami wielkanocnymi Marcin znowu spotkał na przejściu granicznym Krakowiec/Korczowa tych samych funkcjonariuszy ukraińskiej Straży Granicznej? To raczej wątpliwe, bo z jego relacji wynika, że byli mili, choć znowu niezbyt rozmowni. Wzięli paszport, włączyli komputer i wyszło im, że tego człowieka wpuścić "nielzja".
A Hałaś jechał do Lwowa samochodem z żoną i dzieckiem. Nie tylko, by spędzić tam święta, ale i odwiedzić ciężko chorą osobę z najbliższej rodziny. Do papierów wbito mu zakaz wjazdu na Ukrainę, obowiązujący do 11 października 2016 roku.

Powodów tej zdumiewającej decyzji nie podano, choć wręczono mu stosowną bumagę. I poinformowano, że może się tu i tam odwoływać. Hałaś to właśnie zrobił, także w języku ukraińskim. Wysłał również notę do naszego MSZ. I czeka.

Wszystko to bardzo dziwne, bo Janukowycza podobno już tam nie ma, a Polska robi za europejskiego ad-wokata nowych władz ukraińskich. No i niezrozumiałe, bo bytomski dziennikarz w ostatnich dwóch latach bywał w Żytomierzu i Piotrowicach Dolnych koło Czerniowiec jako członek oficjalnych delegacji polskich (i śląskich), przebywających tam na imprezach kulturalnych i patriotyczno--religijnych.

Jak zapewnia, nigdy nie był na Ukrainie nawet legitymowany i nie popełnił tam żadnych wykroczeń. Nie miał również okazji, by w jakikolwiek sposób publicznie prezentować swe poglądy na temat stosunków polsko-ukraińskich i wewnątrzukraińskich. Ta ostatnia uwaga jest ważna, bo Hałaś w roku 2012 wydał książkę publicystyczną pt. "Oddajcie nam Lwów". Można domniemywać, że to właśnie ta publikacja zatrzasnęła przed nim szlabany.

To paradoks, bo tytuł jest prowokacją skierowaną w stronę polskich elit politycznych. Bynajmniej nie nawołuje do rewindykacji granic, lecz domaga się poszanowania tamtego dziedzictwa kulturowego.

Krzysztof Karwat,
publicysta


*Matura 2014 ARKUSZE + KLUCZ ODPOWIEDZI + PRZECIEKI
*Elementarz: Bezpłatny podręcznik POBIERZ PDF
*Weź udział w quizach Dziennika Zachodniego. SPRAWDŹ SWOJĄ WIEDZĘ
*Prawo jazdy kat. A. Egzamin na motocykl [PORADNIK WIDEO, ZDJĘCIA PLACU]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!