Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kwadratura koła

Marek Szołtysek
Przeważnie mamy dobre wspomnienia z dzieciństwa, które później przez całe życie są miarą oceniania świata.

Przykładowo, kiedy jem zupę pomidorową, to zawsze smakuje mi ona gorzej od tej, którą niegdyś gotowała moja babcia. I nie należy się temu dziwić, bowiem o gustach i wspomnieniach z dzieciństwa - jak mówili po łacinie Rzymianie - non disputandum est, czyli nie należy dyskutować. A do wspomnień z dzieciństwa należą nie tylko zupy i zapamiętane zdarzenia, ale też poznane w młodości słowa. Jeżeli więc ktoś wychował się w śląskiej rodzinie i tam nauczył się śląskiej mowy, to ona tak głęboko zalegnie mu w sercu i w umyśle, że jak usłyszy hasło - przodek słonia, to skojarzy to nie z mamutem, ale z trąbą.

Tak, z trąbą, bo przecież słoń ma trąbę na przodku, a ogon na zadku! Jeżeli więc Ślązoki kojarzą najpierw po śląsku, a dopiero potem to sobie tłumaczą na język polski, to musi mieć na co dzień wiele z pozoru tylko śmiesznych konsekwencji. I tu zapamiętałem z młodych lat szkolnych zdarzenie na matematyce, a właściwie geometrii. Otóż nauczycielka wzięła do tablicy mojego kolegę Janusza i kazała mu narysować koło w kwadracie. Więc ten śląski uczeń narysował kwadrat, a w nim koło, czyli rower. Bo u Ślązoka hasło - koło, najpierw mózg kojarzy z rowerem, a potem dopiero z czymś tak abstrakcyjnym jak ta figura geometryczna.

Kłopoty Ślązoków w związku z językiem polskim przypomniał mi ostatnio w liście pan Bernard ze Zbrosławic, które leżą między Pyskowicami a Tarnowskimi Górami. A pisze on tak: Urodziłem się i wychowałem po niemieckiej stronie granicy ustalonej po plebiscycie. Część pokrewieństwa znalazła się po polskiej stronie i kontakty były utrudnione. Tu i tam godało się w domu gwarą śląską, z tym że tam młodzi chodzili do polskiej szkoły, a my do niemieckiej, którą ukończyłem w roku 1944 /…/ i zostałem wyróżniony wyjazdem w głąb Niemiec na dalsze kształcenie. /…/ W roku 1946 jesienią postanowiłem wrócić na Śląsk./…/ Po drodze, przy granicy na rzece Nysie, studiowałem napis - Witajcie bracia Polacy!
Pierwsze dwa wyrazy zrozumiałem jako tako, ale - Polacy? Gwarowo mówiliśmy - Poloki, a po niemiecku - Polacken, co było określeniem poniżającym. Pomyślałem wtedy, dlaczego oni sami siebie obrażają? /…/ Potem wsiadłem w polski pociąg osobowy, na którym niemieckie napisy przemalowano białą farbą. Przykładowo: Dla palących. Dla niepalących. Ja czytałem to: Dla palacych, dla niepalacych (!), bo myślałem, że z jednego "a" ściekła farba tworząc ogonek. Skojarzyłem to z napisem nad mostem granicznym: Polacy! I wydedukowałem sobie, że ten przedział jest dla Polaków, a tamten drugi dla nie-Polaków".

Powyższe wspomnienia pana Bernarda potwierdzają, że mój szkolny kolega rysujący koło w kwadracie nie był jakimś odosobnionym imbecylem czy dowcipnisiem. Niesłusznie też dostał wtedy od nauczycielki ocenę niedostateczną. Ale z drugiej strony ta nauczycielka przyjeżdżając gdzieś ze Lwowa czy z Kielc, też nie wiedziała, że na śląskim kole idzie pyndalować, karnąć się i jeździć.

Kto tu więc popełnił większy błąd? Moim zdaniem nauczycielka, bo przebywając między Ślązokami, zwłaszcza małymi dziećmi, powinna była podjąć większy wysiłek, w celu poznania kultury ludzi, wśród których żyła i pracowała. Bo przecież nawet misjonarze, którzy jadą w dalekie kraje zachęcać do wiary w swojego Boga, uczą się najpierw języka i kultury ludów, wśród których mają zamiar pracować. I ludzi tych traktują z należytym szacunkiem, a nie jak imbecyli, co nie potrafią należycie wpisać koła w kwadrat.
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!