Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie gaś nigdy światła nadziei. Gliwicki ośrodek leczenia uzależnień pomaga młodzieży i młodym dorosłym mierzyć się z nałogami

Aleksandra Wielgosz
Aleksandra Wielgosz
W Gliwicach działa Fundacja Dom Nadziei, która niesie pomoc młodym ludziom w walce z uzależnieniami od substancji psychoaktywnych.
W Gliwicach działa Fundacja Dom Nadziei, która niesie pomoc młodym ludziom w walce z uzależnieniami od substancji psychoaktywnych. Aleksandra Wielgosz
Nie jesteśmy ośrodkiem przymusowym, żeby do nas trafić, trzeba tego chcieć - słyszę tuż po przekroczeniu progu ośrodka leczenia uzależnień Dom Nadziei w Gliwicach. To tu znajdują ostoję młodzi ludzie, którzy na własnej skórze przekonali się o zgubnym wpływie alkoholu, narkotyków i nadużywania leków.

Rozmawiam z Hubertem i Mileną, dwojgiem osiemnastolatków walczących w ośrodku z uzależnieniem od narkotyków. Mówią jak wygląda życie w Domu Nadziei, opowiadają o okolicznościach znalezienia się w tym miejscu. To niełatwe, choć mam nieodparte wrażenie, że bardziej dla mnie, niż dla nich. Milena w ośrodku jest od ośmiu miesięcy, Hubert od jedenastu - w tym czasie nauczyli się mówić o swoich potrzebach, komunikować to, co boli. Z kolei ja, boję się, że zadając pytania, wracając do trudnych chwil, zaburzę proces zdrowienia, w którym się znajdują. Nagle zza okna dobiega wrzask.

- Won narkomani! Precz! Narkomani! - słyszymy wyraźnie głos starszej kobiety.

Hubert podchodzi do okna, zamyka je, tłumacząc, że to sąsiadka, która nie lubi osób uzależnionych. Dodaje, że nie potrafi się przy tym skupić. W sekundzie wszystko staje się jasne - Milena i Hubert bardziej niż ja zdają sobie sprawę z brutalności świata poza murami ośrodka. Mają twardą skórę.

Poradnia i ośrodek leczenia uzależnień - miejsce niosące nadzieję

Fundacja Dom Nadziei, w ramach której działa ośrodek i poradnia dla osób uzależnionych od alkoholu, narkotyków i leków działa od 1995 roku. Początkowo siedziba mieściła się w Bytomiu, jednak ze względu na większe potrzeby lokalowe, podjęto decyzję o przeniesieniu placówki do gliwickiej dzielnicy Łabędy. W 2021 roku zakończono remont dawnej szkoły, która dziś również służy młodzieży, ale w innym zakresie.

Budynek z czerwonej cegły jest zadbany, wokół rosną piękne rabatki kwiatowe, później dowiem się, że to zasługa pacjentów ośrodka i samego dyrektora placówki, ks. Bogdana Pecia. Od świata zewnętrznego młodzież oddziela metalowy płot. Korzystam z domofonu. Do sekretariatu ośrodka odprowadza mnie wysoki, krótko ścięty chłopak - jest miły i pomocny.

- Historie osób, które tu trafiają są bardzo różne. Przyjmujemy nastolatków i młodych dorosłych w wieku od 15 do 21 lat. Najczęściej pierwszy kontakt z fundacją inicjują rodzice. Jednak ilu pacjentów, tyle historii. W naszej praktyce zdarzały się sytuacje, kiedy dzieci zgłaszały się do ośrodka, a rodzice negowali te decyzje - mówi Zuzanna Gluch, fundraiser w fundacji Dom Nadziei.

Wielokrotnie słyszę, że pobyt w ośrodku jest dobrowolny. Odczytuję to jako pierwszy znak wielkiego szacunku do młodych ludzi, którym cechuje się fundacja.

- Trudno podejmować leczenie, gdy osoba zainteresowana tego nie chce. Dla nas to kluczowe. Oczywiście często zdarza się, zwłaszcza na początku, że pacjenci są zbuntowani, ale cały czas pamiętamy, że to w większości nastolatkowie, osoby młode. Bunt jest naturalny dla tego okresu życia - tłumaczy Zuzanna Gluch.

Obecnie na terenie ośrodka przebywa trzydziestu pacjentów, proporcje między płciami są równe. Choć okazuje się, że lista oczekujących na przyjęcie dziewczyn jest znacznie dłuższa niż w przypadku chłopaków. Nie ma co ukrywać, nie każdy wytrzymuje roczną terapię, która wiąże się z opuszczeniem domu rodzinnego, znajomych i przyjaciół, całkowitą rezygnacją z komputera, telefonu komórkowego i przede wszystkim skończeniem z nałogiem. Kiedy zwalnia się miejsce, kolejni pacjenci przyjmowani są na podstawie wstępnej konsultacji.

- Mamy podpisany kontrakt z NFZ-tem, dzięki czemu pobyt w naszym ośrodku jest całkowicie darmowy. Kierujemy się wartości chrześcijańskimi, strefa duchowa jest dla nas bardzo ważna. To katolicki ośrodek, więc wiele osób myśli, że żeby tu przyjść trzeba być osobą wierzącą, to nieprawda. Przez rok staramy się stworzyć ciepły dom dla pacjentów, miejsce którego wielu z nich nigdy nie miało - dodaje Zuzanna Gluch.

Pacjenci uczą się prawidłowych wzorców zachowań. Skupiają się na komunikowaniu swoich potrzeb i umiejętności słuchania. Innymi słowy: uważności na siebie i drugiego człowieka.

- Działamy w oparciu o metody powszechnie stosowane przez ośrodki leczenia uzależnień od narkotyków dla młodzieży. Leczenie prowadzimy na podstawie metody społeczności terapeutycznej. Tworzymy mikrospołeczność, w której młodzi ludzie na nowo uczą się żyć zgodnie z obowiązującymi zasadami - mówi Zuzanna Gluch.

Miejsce działa kompleksowo - poza ośrodkiem dla osób uzależnionych, w ramach fundacji funkcjonuje poradnia, w której organizowana jest terapia dla rodzin osób uzależnionych. Grupy wsparcia rodziców odbywają się w każdy wtorek o godzinie 17:00.

- Do poradni mogą się zgłosić wszystkie osoby, które zmagają się z problemem uzależnienia własnego albo z problemem uzależnienia kogoś z bliskich osób. Przyjmujemy też do konsultacji i terapii osoby, które niekoniecznie mają problem z uzależnieniem, ale przeżywają różnego rodzaju trudności natury psychicznej. Prowadzimy psychoterapię indywidualną, par i rodzinną - czytamy na stronie internetowej fundacji.

Miejsce daje nadzieję, czego dowodem są liczne świadectwa osób, które dzięki swojej ciężkiej pracy i opiece terapeutów z Domu Nadziei wyszły z nałogu.

- To nie jest miejsce, do którego trafia narkoman, alkoholik, złodziej, oszust, to jest nieprawda. To jest miejsce, do którego trafia człowiek. Dostaje tu pełen zestaw możliwości, którego ani ja nie miałem, ani wcześniej moi rodzice - mówi Rafał, reprezentant i Mistrz Polski w futsalu, który przed laty trafił do ośrodka.

Kto komu zgotował ten los? Droga do uzależnienia

Wracam do Mileny i Huberta. W ich przypadku uzależnienie rozpoczęło się prozaicznie - od papierosów, potem poszło z górki - niewłaściwi ludzie, w niewłaściwym czasie. Jak sami twierdzą w Polsce, mimo zakazu sprzedaży do 18. roku życia, nietrudno kupić artykuły tytoniowe i alkohol. Są w każdym sklepie spożywczym w kraju.

- Trzy lata temu zacząłem palić razem z moją dziewczyną. Później się rozstaliśmy, a ja zacząłem pić. Ostatecznie wylądowałem na oddziale psychiatrycznym z próbą samobójczą na koncie. Tam poznałem bardzo dużo narkomanów, a wtedy byłem ciekawy tego świata, wydawało mi się to bardzo fajne, fascynowała mnie związana z nim tajemnica. Nie minęło dużo czasu, jak zostałem w to wprowadzony - wspomina początki uzależnienia Hubert.

Media, lekarze i społecznicy od dawna grzmią o katastrofalnej sytuacji dziecięcej psychiatrii - historia Huberta zatrważa i jest druzgocącym potwierdzeniem tych opinii.

- Zaczęłam wchodzić w bardziej rozrywkowe towarzystwo. Szybko zapoznali mnie z narkotykami i bardzo mi się to spodobało. Wciągnęłam się, zaniedbując swoje pasje. Ćwiczyłam karate, chodziłam do szkoły muzycznej, no i to wszystko po prostu przestało być dla mnie ważne - mówi Milena.

Jak oboje podkreślają, to w ośrodku odnaleźli spokój. Pokazują mi kontrakty, które każdy z nich podpisał na początku pobytu, zobowiązując się do szeregu zasad. Wraz z przechodzeniem kolejnych etapów terapii, dopisują kolejne zasady, których będą przestrzegać.

- Mamy cztery etapy terapii. Na początku zaczynamy z pozycji obserwatora, po 10 dniach od przyjęcia, na pierwszej dużej społeczności, zapada decyzja o podpisaniu kontraktu na leczenie. Wtedy zaczyna się pierwszy etap - nowicjusz, w trakcie którego poznajemy zasady, dbamy o nasze otoczenie, staramy się nie przebywać sami. Po trzech miesiącach wchodzimy w kolejny etap - domownik, uczymy się życia w społeczności i brania odpowiedzialności za naszą terapię. W etapie trzecim - opiekun powoli wracamy do życia zewnętrznego. Ostatni etap nazywa się twórca i tu przede wszystkim myślimy o życiu po terapii - wyjaśnia Hubert.

Podopieczni ośrodka tworzą dom, w którym mieszkają - gotują, sprzątają, organizują czas wolny. Jak zapewniają - nie mają czasu na nudę. Wiele przestrzeni budynku pokrytych jest licznymi kartkami, planszami z zapisem przemyśleń młodych pacjentów. Hubert zwraca uwagę na jedną z nich - negowanie przeszłości.

- Myślę, że jeśli chce coś osiągnąć to muszę w cholerę zostawić wszystko co miałem - mówi wspominając dawne znajomości.

Życie po dwunastu miesiącach terapii

- Zakończenie terapii jest dla nas wielkim świętem. Gromadzimy się wszyscy, bijemy brawa, dajemy sobie słowa wsparcia, bierzemy udział we mszy świętej. Towarzyszą nam wszystkim, pacjentom, terapeutom, pracownikom fundacji olbrzymie emocje - mówi Zuzanna Gluch i wskazuje ramki ze zdjęciami tych, którzy niedawno świętowali zakończenie procesu leczenia.

Patrzę na twarze ludzi z fotografii. Wiele z nich stroi szeroki uśmiech, niektóre powaga. Cechą wspólną ich wszystkich jest wiek. Przechodzą mnie dreszcze. Nie potrzeba dużej wyobraźni, by mieć świadomość kulis wychodzenia z uzależnienia. Oni przetrwali. Choć ich nie znam, to kibicuję każdemu równie mocno.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera