Kiedy po wielu godzinach ratownicy znaleźli w ruinach 13-letnią Olę, leżała sztywno przyciśnięta do muru, zasypana gruzem, ze złamaną miednicą, poraniona. Nie mogła mówić, patrzyła nieruchomo w głębokim szoku.
Jej matkę poszukiwano jeszcze przez trzy tygodnie; córka czekała na nią w szpitalu. Ojciec Oli, który też uratował się z katastrofy, nie miał sumienia powiedzieć jej prawdy; że nie ma nadziei. Gabriela Glanc była ostatnią ofiarą znalezioną w ruinach hali. Spadło na nią tyle żelastwa, blachy i śniegu, że ratownicy musieli ryzykować życiem, żeby ją wydostać. Chyba zginęła szybko, przyciskała do siebie dokumenty męża. Cały siemianowicki oddział hodowców gołębi się odnalazł, tylko jej, matki i żony miłośnika gołębi, zabrakło.
Życie po katastrofie nie wychodziło
Rok później Ola straciła też ojca. Przeszła kilka operacji, nie mogła wyjść z szoku, ze swojego smutku prawie nie mówiła - wspomina jej ciocia Ewa. Ale to już przeszłość, jest lepiej. Ola bardzo się zmieniła. - Pomogli jej czytelnicy Polski Dziennika Zachodniego, bo dzięki nim wyjechała na wymarzone wakacje. Ten gest sprawił, że Ola zaczęła w siebie wierzyć, nabrała sił, optymizmu - podkreśla ciocia Ewa.
Przedtem Ola bała się gdzieś wyjeżdżać sama, musiała mieć przy sobie kogoś, kto będzie za nią mówił . A teraz samodzielnie pojedzie na zimowy obóz w góry z Fundacji Rodzin Górniczych.
Ola uczy się w szkole gastronomicznej, ale nie mogła znaleźć miejsca na praktykę zawodową. Pracodawcom nie podobało się, że jest inna; nie odzywa się, jest nieśmiała, zamknięta w sobie i zawsze smutna. Niewiele ich obchodziło, że cudem przeżyła zawalenie się hali MTK, straciła tam matkę. Bez praktyki Ola nie mogła myśleć o zatrudnieniu po szkole.
- Współczucie innych szybko mija, pojawiają się nowe tragedie. Skrzywdzony człowiek staje się tylko kłopotem dla wszystkich - wzdycha dziadek Oli.
Właśnie przyszło do niego zawiadomienie, że sąd nie zwolnił go z opłat sądowych w sprawie, którą jeszcze ojciec Oli w jej imieniu wytoczył zarządcom hali MTK. Prawie 80-letni Tomasz Kapsa musi zapłacić blisko 3 tys. zł, jego odwołanie od tej decyzji odrzucono. On i jego żona, matka Gabrieli Glanc, obracają pismo w rękach. Co z nim zrobić?
- Nie mam tych pieniędzy. Czy chodzi o to, żeby chronić sprawców katastrofy przed takimi rodzinami jak nasza? Co nam zrobiła ta hala? Moja córka zginęła, wnuczka cofnęła się w rozwoju, a zięć załamał się i zmarł - mówi dziadek.
To Ola znalazła ojca martwego w domu, gdy wróciła ze szkoły
- Nie wiedział przed sobą przyszłości. Jeszcze wyremontował Oli pokój, żeby miała lepiej, gdy jego nie będzie. Potem ten telefon od wnuczki. Nie mogliśmy zrozumieć, co mówi. Potem uwierzyć. W końcu powiedziała, tato nie żyje. Była w szoku. Policja kazała nam natychmiast przyjechać - wspomina dziadek.
Ma trochę żalu do zięcia. To Jan Glanc hodował gołębie. Stał na dachu i dyktował Gabrysi przebieg lotów, a ona układała w głowie całą statystykę. I po co tak marnowali czas? Przecież im się nie przelewało. Gabi była na rencie, ciężko chora na serce. On był hutnikiem bez pracy, ciągle szukał nowej. Uciekali w gołębie przed zmartwieniami. Ale przyznają, że Ola była wtedy z nimi bardzo szczęśliwa.
Życie po katastrofie zięciowi nie wychodziło.
- Miał dosyć gołębi. Pracował jako konserwator w szkole, ale po kilku miesiącach odszedł. Żle się czuł - wzdychają dziadkowie.
Czy doczekają wyroku?
Po śmierci ojca Ola straciła już wszystko, co kochała najbardziej. Zamieszkali z nią dziadkowie, którzy dotąd nie widywali się z nią na co dzień. Byli przestraszeni odpowiedzialnością, jaka na nich spadła. A ona nie ułatwiała im kontaktu.
- Dźwigamy wielki ciężar, Ola jest przecież niepełnosprawna. Finansowo też nie jest łatwo, liczymy każdy grosz. A sąd każe nam płacić za to, że domagamy się sprawiedliwości - starszy pan kręci głową. Są starzy, chorują na cukrzycę, nadciśnienie, serce.
Nie wiadomo kiedy zakończy się trwający dopiero od ubiegłego roku proces karny przeciwko zarządcom i właścicielom MTK; specjaliści twierdzą, że za co najmniej trzy lata. Potem prawdopodobnie nastąpi apelacja. Tomasz Kapsa jest schorowany, nie wie, czy doczeka wyroku. Obliczyli, że razem z żoną mają prawie 160 lat.
W wychowaniu Oli pomaga brat jej mamy z żoną Ewą, ale ta rodzina już wcześniej przeżyła dramat. Wychowują dwójkę dzieci zmarłej siostry pani Ewy, mają też dwóch własnych synów. W ich gwarnym domu Ola coraz chętniej przebywa. Po wakacjach tak się zmieniła, że kuzyni jej nie poznają.
- Przedtem wciąż była smutna, nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu - przyznaje Łukasz, o rok młodszy od Oli. - Nie mogła nam opowiedzieć, co czuła, a nam było przykro, że tyle przeszła. Ale teraz zrobiła się weselsza, bardziej pewna siebie, częściej żartujemy. Jesteśmy rodziną i może na nas liczyć. Czekamy na to, że kiedyś nam opowie,co przeżyła.
Ola odżyła
Czytelnicy "Polski Dziennika Zachodniego" postarali się także o to, żeby Ola miała praktyki zawodowe.
Znalazło się dla niej miejsce w kuchni przedszkola nr 15 w Siemianowicach, pomaga tutaj kucharkom. Dziewczyna jest zachwycona.
- Nie mogłam trafić lepiej - zapewnia Ola.
Potwierdza to jej babcia. Wnuczka uwielbia swoje praktyki, opowiada, że każdy jest tam dla niej dobry. Wiele się już nauczyła, bo w atmosferze życzliwości wszystko jej lepiej wchodzi do głowy. - Po prostu odżyła - dodaje babcia.
Każda zmiana na lepsze w tym domu, w którym wypłakano tyle łez, jest zwycięstwem.
- Wciąż jeszcze płaczę po mojej córce, nie mogę się opanować, ale Ola nie jest już taka smutna. Przypomina trochę siebie sprzed czterech lat - cieszy się babcia.
Kiedyś Ola chętnie się śmiała. Na komunijnym zdjęciu Ola i Gabrysia też są wesołe, bo lubiły chichotać z byle czego. To ulubiona fotografia dziadków.
Do niedawna Ola, która przed katastrofą chodziła do szkoły sportowej, nie była pewna, czy zawód kucharki, który poznawała w szkole integracyjnej, jej się podoba. Było jej to obojętne. Inne dziewczyny opowiadały o praktykach, ona wciąż była odrzucana.
- Teraz po pracy w przedszkolu przychodzi zadowolona, coraz bardziej podoba jej się gotowanie. Nie wierzyłam, że tego dożyję - mówi babcia.
Ola nie umiała dobrze mówić, dlatego bała się wyjeżdżać gdzieś sama. Siedziała sama w domu. A jednak na wakacjach przekonała się, że to żadna przeszkoda, żeby poznawać ludzi, którzy też chcą ją poznać. Pierwszą połowę sierpnia spędziła na koloniach w Pogórzu, organizowanych przez parafię św. Szczepana w Katowicach-Bogucicach. Drugą nad morzem w Łebie, na koloniach fundacji "Andrzej" z Zabrza. Ma teraz wielu znajomych.
Widziała się z nimi na spotkaniu opłatkowym, na które została zaproszona przez bogucicką parafię.
- Poznałam koleżanki, piszemy do siebie. Dobrze się bawiłyśmy, były wycieczki, tańce, muzyka - wspomina Ola. To inna dziewczyna niż ta, jaką widziałam przed wakacjami.
Najgorsza jest samotność
Prokuratura oszacowała, że po katastrofie hali MTK jest 1300 pokrzywdzonych - tych, którzy przeżyli, i tych, którzy stracili bliskich. Polscy psycholodzy nie spotkali się z takim nieszczęściem. Ostatnia katastrofa na podobną skalę zdarzyła się ponad ćwierć wieku temu, gdy w wypadku samolotu w Kabatach zginęło 87 osób.
-W takiej sytuacji człowiek ma złamane mechanizmy obronne. Nie wie, jak to przyjąć, jak się wobec tej zgrozy zachować. Świat się mu skończył. Tak silne emocje, niewyrażone, odkładają się i mogą zniszczyć życie - uważa psycholog policyjny Małgorzata Chmielewska.
W takich chwilach najgorsza jest samotność. Osoby, które dotknęła katastrofa, jeszcze długo potrzebują pomocy specjalistów i wsparcia bliskich, ich poświęcenia. Zmiana życia i odnalezienie się w nim na nowo, mimo ogromnej straty, musi potrwać.
Niektórym jest ciężej. Oszacowano, że 8 proc. ludzi, którzy doznali jakiejś tragedii, cierpi do końca życia. Dotyczy to zwłaszcza dzieci, które były świadkiem śmierci ukochanych osób. I wciąż nie wiadomo, jak im pomóc.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?