Dwugłos: Ostrzeżenia dla turystów. Powinniśmy się do nich stosować?
Chmielewski: Uspokoiła mnie informacja, że nie był to akt terroru
Grzegorz Chmielewski, prezes śląskiego oddziału PIT
Czy pana zdaniem podniesienie alertu MSZ w przypadku choćby Turcji albo relacje medialne z tych wydarzeń były czasami przesadzone? (Rozmowa odbyła się przed decyzją prezydenta Turcji o wprowadzeniu 3-miesięcznego stanu wyjątkowego na terenie całego kraju)
Na początku muszę zaznaczyć, że nikt z nas nie jest wróżbitą i nie wypowie się, dając gwarancję, że w niektórych miejscach jest na 100 proc. bezpiecznie. Nikt z nas nie ma takiej wiedzy, którą mają ludzie w służbach i ministerstwach. Jednak ze stwierdzeniem o przesadnym nakręcaniu niektórych komentarzy i relacji dotyczących zamachu stanu w Turcji zgodziłbym się. Ciągłe pokazywanie czołgów w Ankarze nie miało przełożenia na sytuację panującą w kurortach nadmorskich. Zaraz w sobotę rano, bo do zamachu doszło w środku nocy, dzwoniłem do swoich klientów i ludzie o niczym nie wiedzieli, dowiadywali się o tym dopiero od swoich rodzin. Zresztą ja też nie dowiedziałem się o sytuacji w Turcji z mediów. Rano w sobotę odebrałem telefon z pytaniem, czy słyszałem o zamachu. Moje pierwsze skojarzenie: zamach terrorystyczny.
Co pan wtedy pomyślał?
Może głupio to zabrzmi, ale uspokoiłem się, kiedy już wiedziałem, że był to pucz, że nikt nie strzelał do turystów. Oczywiście wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, że to wydarzenie pociągnie za sobą taką liczbę ofiar (tureckie media informują o 246 osobach zabitych i ok. 1,5 tys. rannych - przyp. red.), bo początkowo się na to nie zapowiadało. Informacje o tylu ofiarach zawsze są przygnębiające i wpływają na spadek zainteresowania niektórymi kierunkami. Nieważne, czy jest to zamach terrorystyczny, katastrofa lotnicza, czy tsunami. Wracając jednak do Turcji - działania związane z tamtym wydarzeniem koncentrowały się w miejscach, gdzie nie wypoczywali turyści. Oni tego zagrożenia nie odczuwali. Ale jak teraz sytuacja się rozwinie? Tego nikt nie wie.