Uwagę przechodniów przyciągają kolorowe ozdoby i ukraińska muzyka płynąca z głośników. Na długim, pięciometrowym stoisku, można znaleźć wiele rzeczy, wśród których dominują m.in.: ludowe koszule, torebki, plecaki, wianki, biżuteria, ozdoby, szklane kufle i naczynia oraz ceramika i ikony. To oryginalne rękodzieło, które w dużej mierze sprowadzane jest do Katowic prosto z Ukrainy.
- Jesteśmy tu prawie codziennie i prowadzimy kiermasz charytatywny. W kwietniu zorganizowałyśmy tu „Welkyden”, czyli prawosławną Wielkanoc. W planach mamy też wystawę fotograficzną i piknik – tłumaczy Julia. - Nie znałyśmy się wcześniej, pierwszy raz spotkałyśmy się w Katowicach. Chcemy jakoś pomóc naszym chłopakom i zastanawiałyśmy się, jak to możemy zrobić. Znaleźliśmy informacje o fundacji Save UA. Przyszłyśmy tu i już zostałyśmy – dodaje Maryna.
Część rzeczy, które można kupić na katowickim rynku, tworzą już w Polsce członkinie fundacji.
- Ukończyłam technikum plastyczne, więc sama zrobiłam część biżuterii, którą można tu kupić, na przykład wianki, bransoletki, korale – opowiada Julia. - W Ukrainie zajmowałam się różnymi rzeczami. Byłam artystką, ilustratorką, tworzyłam ozdobne karty na zamówienie, prowadziłam sklep internetowy i robiłam zdjęcia produktowe – dodaje.
Zobacz zdjęcia:
Nie przeocz
Ozdoby dostępne do nabycia na stoisku uzupełnione są w dużej mierze rękodziełem, które z całej Ukrainy trafia do Lwowa, a później do Katowic.
- Są ludzie, którzy dają nam te rzeczy bezpłatnie, inni sprzedają je za jakąś cenę i w ten sposób działamy – tłumaczy Julia. - Mieszkałam w mieście Chmielnicki. Moja mama tam została i też nam pomaga. Razem z koleżankami szyją różne rzeczy, a później wysyłają je autobusem do Lwowa, skąd odbierają to dziewczyny z naszej fundacji i przywożą na rynek do Katowic - dodaje.
I tak na przykład ceramika wystawiona przy al. Korfantego 3 trafia tu z Doniecka i Słowiańska, ikony z Tarnopola, a szkło i pisanki powstały we Lwowie. Największym zainteresowaniem przechodniów cieszą się wianki, biżuteria i ceramika.
- Takie patriotyczne rzeczy, jak wstążki i przypinki w naszych barwach narodowych, często kupują Ukraińcy, a rękodziełem, ceramiką i tkaninami interesują głównie Polacy. Na każdy towar znajduje się kupiec – przekonuje Julia.
Ze względu na działania wojenne, trwające w różnych częściach Ukrainy, oraz gigantyczne braki paliwa, sprowadzenie towarów do Katowic jest obecnie dużym wyzwaniem.
- Bardzo ciężko jest przywozić te rzeczy ze Lwowa. Długo to wszystko trwa, bo nie ma benzyny, a jak jest, to jest bardzo droga. Jak mówimy o rzeczach ze Lwowa, to jest troszeczkę łatwiej, ale z tymi zwożonymi z innych części kraju, np. z Kijowa, już mamy problem. Działamy, ale długo to trwa, zanim sprowadzimy tu te rzeczy – wyjaśnia Julia.
Zobacz także
Pomagają walczącym na froncie, a przy okazji wspierają się nawzajem
- Przechodziłam obok i popatrzyłam, co mają tu dziewczyny. Spodobało mi się, kupiłam sobie kilka rzeczy, na przykład te korale. Później zapoznałyśmy się i zainspirowało mnie to, co tu się dzieje. Pracuję 2-3 dni w tygodniu. To głównie dorywcze prace ogrodowe: pielęgnacja klombów, kwiatów, drzew, dlatego postanowiłam się tu zaangażować i w ten sposób pomóc naszym – opowiada Julia. - Od jakieś czasu przychodzę tu niemalże codziennie - dodaje.
Choć to tylko prace dorywcze, to Julia i tak ma trochę więcej szczęścia, niż jej koleżanki. Większość ma problem ze znalezieniem pracy.
- Szukam pracy, ale w Katowicach nie ma ofert, więc przynajmniej tutaj działam. Mam koleżankę, która opowiedziała mi o tej fundacji, dlatego przyszłam zobaczyć, co tu się dzieje. Polubiłam dziewczyny i zostałam. Trzeba pomagać, bo co innego mamy robić? - tłumaczy Maryna. - W Ukrainie mieszkałam w Charkowie i pracowałam jako księgowa. Jak rozpoczęła się wojna, to 10 dni przesiedziałam w piwnicy. Później zdecydowałam się wyjechać, bo było dużo bombardowań. Pojechałam pociągiem do Lwowa, później autobusem do Krakowa i znowu pociągiem już do Katowic, bo znajomy znalazł nam tu mieszkanie, które za darmo udostępnili nam dobrzy ludzie – dodaje.
Wszystkie przypadkiem trafiły do Katowic i poznały się niedawno. Mimo to, wytworzyła się między nimi silna więź.
- Zaprzyjaźniłyśmy się, teraz jesteśmy już trochę jak rodzina – mówi Julia. - Razem nie jest tak ciężko, nie wyobrażam sobie być w takiej sytuacji sama… - dodaje jej imienniczka.
Poza prowadzeniem charytatywnego jarmarku, panie z Fundacji Save UA starają się też wykorzystywać swoje talenty, którymi dzielą się w ramach zajęć prowadzonych w dawnej siedzibie Muzeum Śląskiego. Odbywają się tam m.in.: lekcje śpiewu, malarstwa oraz jogi. To spotkania otwarte dla każdego, a dobrowolne datki pożytkowane są na zakup najbardziej potrzebnych rzeczy na froncie.
- Mieszkałam w Kijowie, gdzie byłam inżynierem budownictwa mieszkalnego i przemysłowego, a w wolnym czasie prowadziłam zajęcia z jogi. Teraz w każdy czwartek prowadzę zajęcia w Muzeum – mówi Masza. - W Polsce cały czas poznaję dużo nowych ludzi. Zaprzyjaźniłam się z wolontariuszami z dworca, z ul. Młyńskiej i ul. Sądowej. Tutejsze kobiety dużo pomagały mi z językiem, pokazywały, gdzie i jak mogę załatwić różne sprawy. Zarejestrowałam się w Urzędzie Pracy i przeszłam podstawowy kurs języka polskiego – dodaje Masza.
Choć w swoim życiu dużo podróżowała, to pobyt w Polsce to dla Maszy pierwsze chwile na Zachodzie.
- Pierwszy raz jestem w Polsce, nigdy wcześniej nie byłam w Europie. Dużo podróżowałam na wschód, na przykład po Turcji i Uzbekistanie. W Gruzji podróżowałam pieszo i autostopem. Udało mi się zobaczyć tamtejsze morze i góry, odwiedziłam tam naprawdę wiele miejsc. Teraz chciałabym poznać Polskę, Tatry i Mazury, wszystko mnie tu interesuje – mówi Masza.
W efekcie działań fundacji na rynku w Katowicach szpital w Charkowie otrzymał transport najpotrzebniejszych leków. Wsparcie trafiło też bezpośrednio na front, gdzie dostarczono sprzęt dla wojska, np. rękawice i kamizelki taktyczne.
Na razie nie wiadomo, jak długo potrwają działania pomocowe fundacji „Save UA” przy al. Korfantego 3. Zależy to przede wszystkim od rozwoju sytuacji w Ukrainie, ale też od polskiego rynku pracy.
- Jak już znajdziemy pracę, to możliwe, że nie będziemy mogły tu pomagać, bo nie będzie na to czasu. Chyba przyjechało za dużo kobiet i na razie nie ma dla nas pracy. Ale wszystko będzie, spokojnie. Niech wróci pokój, to wtedy wszystko się jakoś ułoży – kończy Julia.
Musisz to wiedzieć
Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?