Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PRZEMYSŁAW MIŚKIEWICZ "Precz z komuną”: Setka

Przemysław Miśkiewicz
Pisząc setny felieton, myślę, że to jeden z ostatnich na tych łamach, bo wątpię, żeby nowa redakcja, która nieuchronnie zajmie miejsce tej, wywodzącej się z mroków średniowiecza, chciała współpracować ze mną. „Gazeta Wyborcza” piórem swojego dziennikarza ochrzciła mnie orlenowskim publicystą. A skoro orlenowskim, to pewnie od Obajtka, a dalej wiadomo, tylko k..wy i złodzieje, bo jakże by inaczej. Ale skoro setny, to może trochę o setkach i związanych z nimi różnych kwestiach.

Mało kto obchodzi setne urodziny. Tak nas już Pan Bóg stworzył, że setki dożywają nieliczni i tu krótka opowiastka. Jako młody chłopak, między 14 a 19 rokiem życia jeździłem do cudownej, rekreacyjnej miejscowości Szumin, między Liwcem i Bugiem. Jeszcze w latach sześćdziesiątych była tam malutka wioska, ale w czasach gierkowskiej prosperity zaczęły powstawać niewielkie domki, które nieśmiało nazywano daczami.

Spotykało się w Szuminie doborowe towarzystwo z Warszawy, między innymi księżna Izabela (pisana przez jedno l w odróżnieniu od swojej mamy Izabelli) Radziwiłł z córką Krystyną i jej dziećmi, młodszymi ode mnie. Krystyna miała męża z rodziny naszych gospodarzy, u których, w bardzo skromnych, acz przemiłych warunkach mieszkaliśmy. Księżna Izabela była cudowna i zupełnie nie odpowiadała wyobrażeniom, jakie mogłem wynieść z lektur i filmów. Zamiast w sukni chodziła w spodniach szarikach (takie polskie dżinsy z zakładów Odra) i paliła sporty. Opowiadała o zesłaniu do ZSRR, miała odmrożone ręce, bo była tam skierowana do obierania ziemniaków na mrozie. Jej bliski kuzyn Stanisław był mężem siostry Jacqueline Onassis, wcześniej Kennedy. Podobno Aznavour dla niej napisał piosenkę Isabelle, jednak ona się do tego nie przyznawała, ale do znajomości z nim już tak.

Piękne były opowieści księżnej Izabeli i jej córki Krystyny o tym, jak Kennedy jako prezydent przyjechał z żoną do Polski i chcieli się spotkać z kuzynostwem, co wywołało popłoch wśród komunistycznych władz. Trudno byłoby milionerom amerykańskim wytłumaczyć, dlaczego Panie arystokratki żyją i mieszkają w, powiedzmy, bardzo skromnych warunkach. Wiem, że do spotkania doszło, ale co i jak - nie pamiętam. Równie ciekawie wyglądał wyjazd do Hiszpanii na koronację Juana Carlosa, gdyż z dworem hiszpańskim były też skoligacone. Ogólnie to wszystko było absolutnie surrealistyczne, miejscowość wśród lasów, mała działeczka, drewniany domeczek z jedną izbą na dole i dwoma maleńkimi na górze, wtedy chyba jeszcze bez prądu, z ubikacją na zewnątrz i wielki świat z opowieści prawdziwej Księżnej.

I teraz wyjaśnienie, dlaczego o tym piszę akurat przy okazji setnego felietonu. Otóż przypomniałem sobie o Paniach Księżnych, czytając znajome facebooki. Okazało się, że jeden ze znajomych również jest skoligacony z Radziwiłłami. Pomyślałem, że może z tymi, których znam. Zacząłem szukać w necie i okazało się, że to chyba inna linia, ale za to Księżna Izabela żyje i ma... 109 lat. Niestety internet jest mocno ułomny i po dalszej kwerendzie wyszło na jaw, że ktoś nie dopilnował i nie dopisał roku zgonu. I tak z ponad stu zrobiło się „ledwie” 80. Okazuje się, że wszystko jest mocno względne. A swoją drogą, co to jest sto? Raz jest, a innym razem nie ma.

W Częstochowie, moim rodzinnym mieście, o którym czytam właśnie książkę, napisaną przez Jarka Kapsę, kolegę z dawnego czasu, jest bar Setka, na mojej ulicy - Nowowiejskiego. Ponieważ w moim rodzinnym mieście bywam bardzo rzadko i zawsze w biegu, nie udało mi się nigdy zajrzeć do środka. Ale domyślam się, że będzie tam seta i galareta, czyli typowy polski zestaw do spożycia, od którego zaczynały się popołudniowe posiedzenia, kończące się późnym wieczorem mocnym humorem. Pewnie już niewiele osób wie, że miejsce, w którym jest Setka, jest zupełnie nieprzypadkowe. Od kilkudziesięciu lat była tam Setka, ale zupełnie inna. Sklep spożywczy numer 100 Polskiej Spółdzielni Spożywców „Społem”. Kiedy Babcia wysyłała mnie na zakupy, na ogół mówiła, że jak czegoś nie będzie w sklepie obok, to żebym szedł do SAM-a - sklepu na rogu ówczesnej Modzelewskiego i Pałczyńskiego, a jak nadal nie dostanę, to mam iść do Setki. I tak to od Setki do Setki. Czyli Setka to niekoniecznie koniec, bo mimo że już inna ta Setka, to jednak Setka. Trochę to pokrętne, ale na użytek felietonu dopuszczalne.

Najbardziej znanym w sporcie dystansem jest bieg na setkę. Lekkoatletyka to królowa sportu, a sprint to chyba co najmniej paź królowej. I o ile rekordy Polski w zdecydowanej większości dyscyplin mają krótki żywot, to akurat tu jest inaczej - zarówno żeński, jak i męski sięgają PRL-u. 10,00 s Woronina sprzed czterdziestu lat jest nadal niedoścignionym wynikiem. Zresztą 10,93 s Ewy Kasprzyk dwa lata później też na ten moment jest niezagrożony, chociaż kto wie? Tak to jest z tymi setkami (w sporcie), trzymają się mocno i mimo upływu lat zupełnie się nie starzeją. Ostatnio w internecie wciąż pojawiają się informacje o stulatkach skaczących ze spadochronem, pływających i bijących rekordy na różnych dystansach i ogólnie super sobie radzących. To dobrze, ale trzeba pamiętać, że to są wyjątki, nie napalajmy się, że nas to czeka.

Jednak setka w naszej kulturze to przede wszystkim wódka i praktycznie większości tak się to kojarzy. Dzisiaj seta to dwie pięćdziesiątki, o ile gdzieś te 50 podają, bo chcąc być europejscy, zaczęliśmy pić czterdziestki. Jednak dawniej wódkę częstokroć piło się z tzw. literatek, czyli czegoś, co było objętościowo pomiędzy kieliszkiem a szklanką. Mieściło się w nich dokładnie sto gramów. Po prostu piło się po setce: pod śledzia, tatara, galaretę, a w czasach biedniejszych, które wraz z rozwojem socjalizmu się rozprzestrzeniały, pod jajeczko lub ostrygę po polsku, czyli surowe żółtko z pieprzem i maggi. Wszystko w zależności od czasu i przestrzeni. Inaczej pito na szybko w knajpie, inaczej w domu, jeszcze inaczej na wyjeździe służbowym czy na wczasach.

Nie wdaję się w dywagacje, czy to było dobre, czy złe, stwierdzam tylko fakt. Sam tak piłem i prawdę powiedziawszy zupełnie tego dziś nie rozumiem, bo wypicie jednym haustem stu gramów mocnego alkoholu wydaje mi się zupełnie niewykonalne, a na dodatek zupełnie idiotyczne. Obecnie setka to na ogół są dwie czterdziestki, a ponieważ logiki dopatrywać się dziś w różnych rzeczach trudno, więc mało kogo to dziś dziwi.

Tak się złożyło, że jestem na antybiotykach i nawet setki za ten setny felieton wypić nie mogę. A marzyłyby mi się takie dwie prawdziwe, zmrożone pięćdziesiątki pod zarąbistego śledzia, oczywiście w oleju, a nie w occie. Nie mogę też przebiec setki, bo chyba wyzionąłbym ducha. Do Setki w Częstochowie może trafię, ale czy setki dożyję? Człowiek strzela, choćby setny raz, a Pan Bóg kule nosi. Tak czy inaczej po stokroć: Precz z komuną!!

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera