Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Reńca dla Dziennika Zachodniego: Jan Ludwiczak (1937-2023)

Sebastian Reńca
Wkrótce będziemy wspominać tych, którzy odeszli w tym roku. Wśród nich był Jan Ludwiczak, który 11 stycznia zmarł w Katowicach. W 1981 r. był przewodniczącym zakładowej „Solidarności” w kopalni „Wujek”. Jego internowanie stało się impulsem do strajku, który został krwawo spacyfikowany 16 grudnia 1981 r. Gdy informacja o zabitych kolegach dotarła do Ludwiczaka, wówczas ten czterdziestoczteroletni mężczyzna się rozpłakał…

„Żegnamy człowieka wielkiej odwagi, charyzmy i prawości, który przyczynił się do odzyskania przez Polskę niepodległości i do końca był jej oddany sercem” - napisał premier Mateusz Morawiecki w specjalnym liście odczytanym na pogrzebie Jana Ludwiczaka.
Tamtej nocy, z 12 na 13 grudnia, Jan Ludwiczak nie wpuścił milicji do mieszkania. Koledzy, którzy mieli bronić swego przewodniczącego, zostali pobici. Zomowcy wyważyli drzwi i wyciągnęli z mieszkania działacza „Solidarności” .

Gdy Jan Ludwiczak jechał w radiowozie na „dołek” w komendzie, jego koledzy pobici przez zomowców, wrócili do pobliskiej kopalni. Na wieść o zatrzymaniu przewodniczącego „Solidarności”, górnicy z nocnej zmiany przerwali pracę. Ich pierwszym postulatem było żądanie uwolnienia Jana Ludwiczaka.

Jeszcze tej samej nocy z katowickiej Komendy Miejskiej MO przy ul. Kilińskiego wyjechały trzy „suki”. W każdej z nich siedziało kilka osób. W jednej z milicyjnych furgonetek ktoś stwierdził, że może ich wiozą do Czechosłowacji. Jan Ludwiczak coraz bardziej trząsł się nie tylko z nerwów, ale przede wszystkim z zimna. Gdy zabrano go z domu, nie zdążył zabrać kurtki ani swetra. Na sobie miał tylko koszulę, co dostrzegł Walerian Pańko (w 1991 r. prezes Najwyższej Izby Kontroli), który zdjął sweter i dał go Ludwiczakowi. Górnik przyjął go z wdzięcznością. Gdy milicyjne samochody dojechały do zakładu karnego w Jastrzębiu-Zdroju Szerokiej, już świtało. Przywiezieni trafili do niewielkich cel. Na decyzji o internowaniu Jana Ludwiczaka napisano, że pozostawienie go na wolności „zagrażałoby bezpieczeństwu państwa i porządkowi publicznemu przez to, że wyżej wymieniony może organizować strajki, nawoływać do zakłócania ładu i porządku publicznego oraz powodować napięcia społeczne w zakładzie [pracy]”.

- Z Jankiem poznaliśmy się najpierw w ośrodku dla internowanych w Jastrzębiu-Zdroju Szerokiej, a później byliśmy razem w Uhercach. Tam nawet przez jakiś czas razem siedzieliśmy pod jedną celą - wspomina Jędrzej Lipski, redaktor naczelny DZ, a wówczas student. - Czasami żartował ze mnie i mówił, że dziecko wsadzili do kryminału, a ja się oburzałem.
Jan Ludwiczak po raz pierwszy trafił do milicyjnego aresztu we wrześniu 1956 r. Miał wówczas dziewiętnaście lat i po zawodówce pracował w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Poznaniu - Parowozownia Franowo.

Gdy pod koniec czerwca robotnicy wyszli na ulice Poznania, Ludwiczak z kolegami z pracy postanowił przyłączyć się do protestów.
- Skończyliśmy dniówkę i po pracy przyjechaliśmy do centrum Poznania. Najwięcej protestujących było z zakładów Cegielskiego i naszych zakładów kolejowych. Widziałem wszystko, co działo się wtedy na ulicach - wspominał kilka lat temu pan Jan. - Zapamiętałem pobojowisko. Protestujących na ulicach i czołgi. Barykady z poprzewracanych tramwajów. Jak ludzie ginęli, też widziałem… To działo się na ulicy Dąbrowskiego…

Kilka miesięcy później, gdy Jan Ludwiczak był na dworcu, podeszli do niego milicjanci. Wyrwał się im, ale w czasie szamotaniny w ręku jednego z funkcjonariuszy został jego płaszcz, a w nim list adresowany do niego.
- Tak do mnie trafili. Na szczęście wypuścili mnie po dwudziestu czterech godzinach - mówił Ludwiczak.
W latach 50. Jan Ludwiczak przyjechał do Katowic, ponieważ dostał powołanie do wojska.
- W 1958 roku skierowano mnie do Wojskowego Korpusu Górniczego w Katowicach. Najpierw pracowałem w katowickiej kopalni „Wieczorek”, a później w sztabie korpusu. Gdy wyszedłem do cywila, nie umiałem sobie znaleźć miejsca w Poznaniu, ponieważ w Katowicach poznałem dziewczynę i zakochaliśmy się w sobie. Dlatego wróciłem na Śląsk i wzięliśmy ślub - wspominał pan Jan.
Zatrudnił się w Zakładzie Doświadczalnym Koksu Formowanego i tak trafił do kopalni „Wujek”, w której pracował do emerytury w 1990 r.

W styczniu 1981 r. Ludwiczak został wybrany przewodniczącym Komisji Zakładowej „Solidarności”. Kilka miesięcy później funkcjonariusz SB zanotował w notatce służbowej: „Szczególnie destrukcyjnie wpływa na załogę działalność ob. Ludwiczaka”.
Był jednym z ostatnich, których wypuszczono na wolność z internowania, stało się to dopiero 23 grudnia 1982 r. Wrócił do kopalni, ale już na gorzej płatne stanowisko pracy. Na wolności angażował się w kolportaż „bibuły”. Co jakiś czas był wzywany do komendy MO. Od Zygmunta Baranowskiego, szefa SB w Katowicach, Ludwiczak usłyszał: „Panie, jak pan chce, żeby dzieci były szczęśliwe, to wyjedź pan z Polski”. Nie wyjechał.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera