Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sławni rozbójnicy. Przez 200 lat byli postrachem Beskidów

Damian Fierla
Zachodnie Karpaty w XVII i XVIII wieku stały się dla kupców z Czech, Polski i Węgier tym samym, co Karaiby dla kupców z Francji, Anglii czy Hiszpanii, a Ondra, Jura i Dzigosik wywoływali taki sam strach w Cieszynie i Żywcu, jak Kapitan Kidd i Czarnobrody w Port Royal na Jamajce, czy Porto Bello w Panamie.

Spis treści

Beskidnicy lub tołhajowie, czyli górscy rozbójnicy, dowodzeni przez hersztów, zwanych harnasiami, kilkaset lat temu byli nieodłącznym elementem Karpat Zachodnich – od Przełęczy Morawskiej po Przełęcz Użocką. Można sobie zadać pytanie, dlaczego właśnie te pasma górskie szczególnie upodobały sobie bandy zbójców? Odpowiedź jest prosta. Podobnie jak na Morzu Karaibskim, gdzie krzyżowały się wszystkie szlaki handlowe Nowego Świata z Europą i Afryką, tak górskie przełęcze w Karpatach były miejscem, gdzie zbiegały się wszystkie drogi handlowe północnej Europy prowadzące na południe kontynentu. Podobnie jak na Karaibach, w karpackich przełęczach roiło się od bogatych kupców i drogocennych towarów. Z pozoru łatwy i szybki zarobek – jakim miał być rabunek – kusił setki angielskich i francuskich marynarzy w Ameryce oraz polskich i słowackich górali w Beskidach.

„Wio Bury do góry!”

Jednym z pierwszych sławnych beskidzkich zbójów był Sebastian Bury. Kroniki odnotowują, iż 2 sierpnia 1630 roku w Milówce pochwycono herszta bandy, którego po krótkim procesie stracono w Żywcu. Harnaś Bury, stojący na czele 25-osobowej grupy zbójników, w skład której wchodzili Polacy, Słowacy i Węgrzy, terroryzował Orawę i Żywiecczyznę od kilku lat. Do tego stopnia był pewien swej bezkarności, iż często odwiedzał swe rodzinne strony – Rajcę, Kamesznicę i Milówkę – ucztował w karczmach, w ogóle się nie kryjąc. Był pewny lojalności miejscowej ludności, która go jednak zdradziła. Staroście żywieckiemu doniesiono o wizycie Burego, a ten szybko zorganizował obławę. Po krótkiej walce harnasia ujęto i skazano na okrutną śmierć na haku. Kara miała odstraszać potencjalnych zbójników, więc wykonano ją publicznie.

Bury jednak drwił ze swych oprawców, prosząc w ostatnich słowach, aby wszyscy zebrani na egzekucji „pocałowali go w goły zadek”, a gdy kat wieszał go na haku, krzyknął: „Wio Bury do góry!” Efekt był odwrotny od tego, jaki zamierzali osiągnąć żywieccy rajcowie. Aby uniknąć rozruchów wzburzonego pospólstwa, które głośno zaczęło wyrażać swoją sympatię dla skazańca, dobito go niezwłocznie, a ludzi rozpędzono. W ten to właśnie sposób narodziła się legenda, która towarzyszyć będzie wszystkim beskidzkim harnasiom przez prawie 200 lat. Legenda o ich odwadze, męstwie i sprawiedliwości, a nawet o tym, że zabierali bogatym i dawali biednym.

Dzigosik

Marcin Portasz, zwany Dzigosikiem, pochodził ze Słowacji. Karierę zbójnicką rozpoczął w Czechach, na Śląsku i Węgrzech, gdzie łupił folwarki i dwory szlacheckie. Gdy w roku 1680 pojawił się w Beskidach, jego banda liczyła ponad 20 zaprawionych w bojach ludzi. Strach opanował wszystkich kupców, mieszczan i chłopów od Makowa Podhalańskiego po Żywiec i Milówkę. Dzigosik nie znał litości. Mało tego, znany był z okrucieństwa. Gdy głośną stała się sprawa Marcina Jaszka, którego Dzigosik porwał, po czym na oczach żony w bestialski sposób zabił i zbezcześcił zwłoki, wojewoda krakowski musiał zacząć działać. Obława na strasznego harnasia nie zakończyła się sukcesem, więc w odwecie stracono jego frajerkę, czyli oficjalną kochankę – Reginę. I zapewne Marcin Portasz nękałby jeszcze mieszkańców Beskidów przez lata, gdyby nie matka zabitej Reginy, pałająca chęcią zemsty na kochanku swej córki. Pół roku później upiła do nieprzytomności i wydała niedoszłego zięcia oraz jego brata w ręce władz. Dzigosika skazano na obdzieranie ze skóry, obcięcie rąk i powieszenie na haku, a jego brata na łamanie kołem. Okrutny wyrok wykonano w 1689 roku w Żywcu na wzgórzu Grojec. Nie odstraszył on jednak innych od zbójeckiego rzemiosła.

„Złoty czas” zbójowania

Pod koniec XVII i na początku XVIII wieku Beskidy Zachodnie były bodaj najniebezpieczniejszym pasmem górskim w Europie. Szlaki handlowe były właściwie kontrolowane przez zbójeckie bandy, tak że kupieckie karawany musiały nieustannie chronić zbrojne oddziały. Bezpiecznie nie było nawet w miastach, bo i te padały czasami łupem zbójników.
Najbardziej znanym rodem zbójeckim w tym okresie byli Klimczakowie vel Klimczokowie. Ród Klimczaków wsławił się wielce walką z oddziałami szwedzkimi podczas „potopu”, kiedy to harnaś Jan Klimczak stanął w obronie Żywca, za co zyskał uznanie samego króla Jana Kazimierza. Winy bandytom odpuszczono, a nawet obdarowano specjalnymi glejtami, gwarantującymi nietykalność i swobodne poruszanie się po górskich drogach.

Inaczej było z innymi przedstawicielami zbójeckiego rodu. Wojciech Klimczak wraz z kompanami został spity do nieprzytomności przez dziedzica zajętego przez zbójów dworu w Rajsku i zawisł na haku w Oświęcimiu w roku 1696. Dziewięciu członków jego bandy poćwiartowano. Natomiast Mateusz Klimczak – podobno brat Wojciecha – który wsławił się brawurową ucieczką z więzienia w Pilicy, po napadzie na Łodygowice został schwytany przez wojska hrabiego bielskiego Juliusza Gottlieba Sunnegha. Kaźń zbójnickiego hetmana i jego dwóch kamratów miała miejsce na krakowskich Krzemionkach w 1697 roku.
Fortyfikowanie młynów i spichlerzy, sprowadzanie wojska, czy okrutna śmierć schwytanych członków band nie odstraszała miejscowej ludności od zbójowania. Początek 1696 roku wydawał się jednak końcem epoki harnasiów. Dwie legendy beskidzkiego zbójowania wpadły wówczas w ręce sprawiedliwości. Jura Proćpak i Tomasz Masny zostali schwytani w przeciągu jednego tygodnia i postawieni przed sądem.
Pierwszy z nich, Jura, a właściwie Jerzy Fiedor, pochodził z Kamesznicy, choć niektórzy twierdzili, że z Węgier. Schwytano go pod koniec stycznia 1696 roku. Skazany przez sąd doraźny, został powieszony, a wraz z nim 28 zbójców. Kara nie ominęła także tych, którzy przez trzy lata w zbójeckim procederze mu pomagali. Ponad 100 osób skazano na wieloletnie więzienia lub chłostę.
Tomasz Masny, pochwycony w tym samym czasie co Jura, zasłynął przede wszystkim z ataku na Żywiec, podczas którego ograbiono część domów, a miasto podpalono. Rok później, w nocy z 30 na 31 stycznia 1696 roku, został schwytany. Dziewięciu jego podkomendnych poćwiartowano żywcem na rynku miasta, a z harnasia darto żywcem pasy, po czym nabito na pal na Górze Grojec 3 lutego 1696 roku.

Ondra – najsławniejszy harnaś Śląskiego Beskidu

W chwili śmierci sławnych zbójów: Klimczaka, Proćpaka i Masnego, najstarszy syn wójta z Janowic, niejaki Ondrej Fuciman, zwany Andrzejem Szebestą lub Ondraszkiem miał 16 lat. Zapewne, tak jak wszyscy jego rówieśnicy, chciał zostać beskidnikiem. Po kilku latach nie tylko nim został, ale sławą przewyższył poprzednich. Jak głoszą ludowe legendy: łupił bogatych i rozdawał biednym, kule się go nie imały, a wszystkie kobiety darzyły go szaleńczą miłością, nawet szlachetnie urodzone. Drżeli przed nim dziedzice szlacheckich dworów na Morawach i w Księstwie Cieszyńskim. I pewnie cieszyłby się sławą i bogactwem do później starości, gdyby nie zdrada i to z najbliższego otoczenia.

1 kwietnia 1715 roku Ondraszek został zamordowany przez przyjaciela. Podczas biesiady w karczmie cios obuchem ciupagi zadał mu Juraszek, od czterech lat nieodłączny kompan harnasia. Zachęcony nagrodą w wysokości 100 florenów i glejtem, odpuszczającym wszystkie winy, wydał ciało zabitego rajcom miasta Frydek, gdzie publicznie je poćwiartowano. Kara nie ominęła jednak zdrajcy. Rok później zwabiono go do Cieszyna i skazano na karę łamania kołem, po której zmarł w cieszyńskim lochu.
XVIII wiek przyniósł kres „złotego okresu” beskidzkich zbójców. Co prawda zdarzali się jeszcze legendarni harnasie, jak Józef Baczyński spod Zawoi, którego ścięto w Krakowie w roku 1736, lecz były to już przypadki odosobnione. Czas dzielnych hersztów, uwielbianych przez kobiety i czczonych niczym święci przez biedaków, tak jak ich odpowiedników, niezwyciężonych piratów na Morzu Karaibskim, bezpowrotnie przeminął, choć może nie całkiem – przetrwali przecież w opowieściach, które rozpalają wyobraźnię miłośników wspaniałych, nie tylko hollywoodzkich, obrazów.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera