Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Kilar był jak "Krzesany" - o prostej fakturze, ale poetycki [WSPOMNIENIE]

Teresa Semik
Nosił w sobie dwa domy: i ten pozostawiony we Lwowie, i ten z wyboru, w Katowicach
Nosił w sobie dwa domy: i ten pozostawiony we Lwowie, i ten z wyboru, w Katowicach arc.
Wybitny kompozytor muzyki symfonicznej i filmowej Wojciech Kilar zmarł w minioną niedzielę, 29 grudnia, w swoim katowickim domu. Miał 81 lat.

Pokonał go guz mózgu. Nie pomogły ani operacja, ani chemioterapia. Zdawał sobie sprawę ze swojego ciężkiego położenia, a mimo to w ostatnią Wigilię był pogodny. Trochę denerwował się tylko, że mówi już wyłącznie szeptem i nie jest w stanie dziękować za te wszystkie świąteczne serdeczności tak, jakby sobie tego życzył.

Jego pełne sukcesów, dorosłe życie podzielić można w zasadzie na dwa okresy - bez Barbary, a potem razem z nią, gdy po długim narzeczeństwie została jego żoną. Z Don Juana, tego wiecznego uwodziciela, przemienił się w domatora wiernego tylko jednej kobiecie. Na cześć żony na wszystkich tablicach rejestracyjnych swoich ulubionych mercedesów umieszczał jej imię: BASIA.

Towarzysko usposobiony, niestroniący od mocnych trunków w młodości, stał się właściwie abstynentem. Trochę pomogła w tej przemianie żona, ale też sam organizm dał o sobie znać. Gdy w Ameryce nagrywał muzykę do filmu "Dracula" Coppoli, zaraz na początku lat 90., dostał zawału serca. Definitywnie zmienił trasę swoich ulubionych wędrówek od restauracji do restauracji. Codziennie rano wychodził na długi spacer do katowickiego parku im. Kościuszki, który zawsze kończył w tym samym miejscu - pod kioskiem z gazetami.

W jego życiu dokonała się jeszcze jedna ważna przemiana - dotycząca religii. Zawsze był osobą wierzącą, ale nie do końca praktykującą. Wolał puste kościoły, a nie te pełne ludzi. Z czasem sam siebie nazwał "dewotem", który nosi różaniec w kieszeni każdej marynarki, żeby być zawsze gotowym do modlitwy.

- Mogę umierać, nic piękniejszego już mnie nie spotka - mówił kompozytor Wojciech Kilar po koncercie w Watykanie, gdy dla papieża Jana Pawła II została wykonana jego "Missa pro pace".

Na poczesnym miejscu katowickiego domu Wojciecha Kilara był list z bożonarodzeniowymi życzeniami, jakie nadeszły od Jana Pawła II. Tuż po koncercie "Mszy o pokój" w Watykanie papież napisał: "Majestatyczna prostota, piękno zakorzenione w chrześcijańskiej tradycji i brzmienie oddające wyrastającego zeń polskiego ducha sprawia, że Missa pro pace dostarcza nie tylko estetycznych wrażeń, ale ma wymiar głębokiego religijnego przeżycia".

- Byłem na tym koncercie w Watykanie z Basią - podkreślał gospodarz wspominając swoją żonę. Gdy Barbara Kilar odeszła w 2007 roku, źle znosił samotność, ale mówił o jej śmierci ze spokojem i wzruszeniem: - Wiem przynajmniej, że już nie cierpi.
Pod wpływem żony, spokrewnionej z aktorem Bogumiłem Kobielą, nauczycielki gry na pianinie, lepiej potrafił się zorganizować. Ona też była pierwszą recenzentką jego twórczości. W jej spojrzeniu widział akceptację lub potrzebę jakiejś zmiany.

Gdy się poznali, ona była w klasie maturalnej, on kończył katowicką Akademię Muzyczną. Choć to podobno była miłość od pierwszego spojrzenia, w narzeczeństwie trwali długo, bo aż 12 lat. Młody Kilar był towarzysko usposobiony, uwodzicielski, po prostu podobał się kobietom i nie pozostawał im dłużny w tych uwielbieniach.

Literat Tadeusz Kijonka wspomina, że Kilar, zanim się ożenił, był też trochę maminsynkiem. Codziennie w południe karnie szedł pieszo do mamy na obiad, mijając po drodze tyle ulubionych przez siebie restauracji. Ale obiad to był ważny czas właśnie dla niej.

Ślązak ze Lwowa

Wychowywał się we Lwowie w domu lekarza i aktorki. Przymuszony do emigracji po drugiej wojnie, tamten Lwów nosił ze sobą bez przerwy.

- Gdy tylko spotkał kogoś z tego miasta, potrafił recytować z pamięci nazwy ulic i miejsca, które kiedyś odwiedzał - przypomina Marek Skocza, publicysta muzyczny. - Ten Lwów był wyidealizowany, dlatego tak bardzo bał się konfrontacji z rzeczywistością i nigdy tam więcej nie pojechał. Nie chciał burzyć sobie obrazu miasta, który sam z czasem utrwalił.
Raz nawet próbował pojechać na Kresy, przy okazji koncertu swojej muzyki, ale wysiadł z pociągu w Przemyślu.

Mówił o sobie, że jest Ślązakiem ze Lwowa. Krótko po wojnie mieszkał w Rzeszowie, potem w Zabrzu, a w końcu w Katowicach, gdy mama zaangażowała się w Teatrze Śląskim. Stąd już nigdy nie planował się wyprowadzić. Tłumaczył, że to właśnie Katowice dały mu wykształcenie, a także to, jakim jest muzykiem i człowiekiem.

Choć później stał się bardziej refleksyjny niż rozrywkowy, był zawsze pełen życia i temperamentu. - A przede wszystkim był pełen kultury osobistej, czym innych wręcz onieśmielał i to już od czasów licealnych - przypomina prof. Andrzej Jasiński, pianista i pedagog, który Kilara znał właśnie od czasów licealnych. Po studiach razem byli też na stypendium w Paryżu.

Skromny, ale lubił mercedesy

Wojciech Kilar był erudytą, bibliofilem, człowiekiem niezwykle oczytanym. W domu miał wielką bibliotekę.

Mało kto pamięta, jak bardzo angażował się w budowę nowej siedziby Biblioteki Śląskiej w Katowicach. Komitetowi społecznemu ofiarował na aukcję partyturę "Krzesanego". Zostawił książki z dedykacjami. W publikacji poświęconej "Jasnogórskim ścieżkom kompozytora" napisał: "Bibliotece Śląskiej wdzięczny za tak serdeczną łączącą nas więź". Ostatnią książką, po którą tu sięgnął, była "Boska komedia".

- Szukał cytatu z części "Piekło" dzieła Dantego. Znaleźliśmy dla niego XIX-wieczne wydanie książki - mówi prof. Jan Malicki, dyrektor Biblioteki Śląskiej.

W pracy był perfekcjonistą. Mówił, że szkoda mu czasu na pisanie byle jakiej muzyki. Lubił się potem przyglądać, jak orkiestra mierzy się z efektami jego pracy.

Andrzej Prugar, jeden z najlepszych realizatorów dźwięku, był przy nagraniu przez Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia muzyki do "Pana Tadeusza" Andrzeja Wajdy, ze słynnym polonezem. - Przysłuchiwał się raczej w ciszy, nie komentował, czy to jest dobre, czy złe, czasem tylko zgłaszał jakieś uwagi - przypomina Prugar. - Swoją wizję muzyki zapisywał w partyturze i ona idealnie wychodziła potem w nagraniu.

Jeździł zawsze najnowszym modelem mercedesa, miał słabość do tej marki. Nie dlatego, żeby się pysznić. To uczucie było mu obce, ale jak każdy mężczyzna nosił w sobie trochę z chłopca, zauroczonego motoryzacyjnymi gadżetami.

O jego ogromnej skromności świadczyło to, w jaki sposób odbierał kolejne nagrody. Czuł się wręcz zażenowany i to nie była żadna gra. Wszystkie dowody uznania, listy pochwalne potem z pietyzmem eksponował w domu. Gdy w 2012 roku prezydent RP Bronisław Komorowski wręczał mu Order Orła Białego, najwyższe polskie odznaczenie, Kilar mówił, że traktuje to jako wezwanie do skromności i pokory.

Miał w sobie ogromne pokłady wolności, które manifestował nie tylko w muzyce. Gdy w stanie wojennym ukazała się informacja, jakoby wszedł w skład Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, legitymującego rządy Wojciecha Jaruzelskiego, wpadł niemal w furię. Dzwonił do katowickich gazet, by natychmiast sprostowały tę informację sygnowaną przez Polską Agencję Prasową. Ale gdy trzeba było wesprzeć "Solidarność" w 1989 roku, uczynił to bez chwili zastanowienia, bez dylematów, jak to może wpłynąć na odbiór jego twórczości. Podczas pierwszych wyborów po Okrągłym Stole w telewizyjnych reklamach firmował Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie.

Drugi raz tak otwarcie dał wyraz swoim poglądom dopiero w 2005 roku, wchodząc w skład komitetu poparcia Lecha Kaczyńskiego na prezydenta RP. W 2007 roku został przewodniczącym komitetu wyborczego PiS. Propozycję wsparcia kampanii partii Kaczyńskich przekazał mu ówczesny minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski. W 2010 roku był honorowym przewodniczącym śląskiego komitetu poparcia Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta RP.

Po "Krzesanym" ruszył w góry

W jego domu zawsze królowały jakieś koty, którym pozwalał na wszystko. Rozczulał się też nad psem przybłędą, który w katowickiej dzielnicy - Brynowie - obchodził kolejne domy wraz z listonoszką.

Pies, w typie wilczura, zwany Zbójem, stanął też w drzwiach Kilara, z nadzieją na poczęstunek. Kompozytor przesyłkę odebrał, ale nic mu nie dał, bo był obecnością psa zaskoczony. Po chwili jednak Kilar dzwonił do sąsiada, Tadeusza Kijonki i pytał, czy nie wie, gdzie się ten pies podziewa, bo jest mu coś winien i w ogóle, co sobie taki pies o nim pomyślał. Po chwili niósł dla Zbója w serwetce pęto kiełbasy.

Kompozytor przyznał się nawet, że kiedyś lubił corridę. Z czasem mówił o tym ze wstydem. W przerwie pracy nad "Krzesanym" specjalnie pojechał do Hiszpanii, żeby przyjrzeć się tym widowiskom. Po powrocie szybko dokończył najbardziej dynamiczną część "Krzesanego". Raz wyjaśniał, że widocznie trochę krwi musiało się w tym tańcu znaleźć, innym razem, że ta żywiołowość nie ma nic wspólnego z zabijaniem byków. Góralszczyzna jest dostatecznie dynamiczna.

Tadeusz Kijonka mówi, że śmierć Wojciecha Kilara zamyka obecność w śląskiej kulturze i sztuce trzech wielkich twórców - Jerzego Dudy-Gracza, Henryka Mikołaja Góreckiego i właśnie Kilara. Wszyscy spoczną na cmentarzu przy ul. Sienkiewicza, gdzie jest pochowana żona Wojciecha - Barbara.

Jego muzyka zostanie z nami. Zbigniew Cierniak, dyrektor zespołu "Śląsk" zapowiada, że już w czerwcu wystawią program: "Kilar, Hadyna, dwa serca, jeden Śląsk". W rozmowie z DZ Kilar mówił: - Jeżeli powstały takie utwory, jak "Krzesany", "Kościelisko" czy "Orawa", to być może było to efektem zaproszenia mnie do współpracy ze "Śląskiem". Być może i bez tego powróciłbym do folkloru, ale nie wiem tego na pewno.

Dopiero po "Krzesanym" Kilar poszedł w góry, bo wcześniej nigdy po nich nie wędrował. Góralszczyzny szukał wyłącznie w nutach.

Praca i sukcesy

Wojciech Kilar urodził się 17 lipca 1932 roku we Lwowie. Gry na fortepianie na początku uczył się niechętnie, za to pociągały go języki obce, łącznie z łaciną. Po przesiedleniu, muzyki uczył się w liceum w Rzeszowie, Krakowie i Katowicach w klasie Władysławy Markiewiczówny. Studiował także kompozycję u Bolesława Woytowicza. Obecną Akademię Muzyczną w Katowicach ukończył w 1955 roku z wyróżnieniem. Jako stypendysta rządu francuskiego kształcił się pod kierunkiem Nadii Boulanger w Paryżu.

Debiutował jako kompozytor pod koniec lat 50. podczas Warszawskiej Jesieni, a utwór "Riff62", zagrany tam z Filharmonią Śląską odniósł ogromny sukces. To był Kilar zbuntowany, awangardowy. Gdy w 1974 roku skomponował ognistego "Krzesanego", jeden z najpiękniejszych utworów opartych na podhalańskiej nucie, jego sława nabrała tempa, choć ten poemat symfoniczny wielu krytyków, zwolenników awangardy, uznało za zdradę ideałów. "Krzesany" stał się przebojem sal koncertowych także za granicą. Jego fascynacje folklorem odzwierciedlają również utwory "Orawa", "Siwa mgła" czy "Kościelec 1909" (pamięci innego kompozytora i taternika, Mieczysława Karłowicza).

Pisał utwory, które były manifestacją jego wiary. Od połowy lat 70. jego muzyka stawała się coraz bardziej religijna. Zainspirowany różańcem jasnogórskim jest jego "Angelus". Pod wpływem duchowych przeżyć napisał: "Exodus" (nawiązuje do biblijnej Księgi Wyjścia), "Victorię" (po pierwszej wizycie Jana Pawła II w Polsce), "Missa pro pace" ("Msza o pokój"). Na Jasnej Górze obchodził swoje urodziny i uczestniczył we mszy w swojej intencji.

Szerokiej publiczności znany jest Kilar z muzyki filmowej: "Sami swoi", "Lalka", "Przygody pana Michała", "Sól ziemi czarnej", "Rejs", "Perła w koronie", "Hubal", "Rodzina Połanieckich" "Ziemia obiecana", "Paciorki jednego różańca", "Brat naszego Boga", "Pan Tadeusz", "Zemsta", "Persona non grata". Współpracował m.in. z Krzysztofem Kieślowskim, Andrzejem Wajdą, Romanem Polańskim ("Śmierć i dziewczyna", "Dziewiąte wrota", "Pianista"), Francisem Fordem Coppolą ("Dracula"). W 1996 roku dwa amerykańskie pisma branżowe uznały jego muzykę do filmu Jane Campion "Portret damy" za najlepszą na świecie. W 1999 roku Kilar otrzymał propozycję od reżysera Petera Jacksona na napisanie muzyki do trylogii "Władca Pierścieni". Do współpracy jednak nie doszło z powodu krótkiego terminu realizacji.

Dla zespołu "Śląsk" komponował pieśni już w latach 60. i miał ogromny wpływ na jego kształt artystyczny. Dla "Śląska" opracował "Suitę rozbarską" i "Suitę żywiecką", melodie Zagłębia Dąbrowskiego i Ziemi Opolskiej, pieśni Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, tańce narodowe, a także liryczne "Kujawiaki głuszyńskie" czy zabawne "Dwa Michały". Pierwszy monograficzny program z muzyką Kilara zespół "Śląsk" wystawił w 2002 roku, z okazji 70. urodzin kompozytora. Włączył do repertuaru pierwsze na świecie opracowanie sceniczne jego "Orawy" w układzie choreograficznym Juraja Kubanki.

Doktor honoris causa Uniwersytetu Opolskiego, Uniwersytetu Śląskiego oraz Akademii Muzycznej w Katowicach (tego ostatniego tytułu, przyznanego uchwałą Senatu z grudnia ub. roku, Wojciech Kilar nie zdążył odebrać). Jest laureatem nagrody metropolity katowickiego "Lux ex Silesia". Laureatem kilkunastu nagród za muzykę filmową, m.in. Cezara za "Pianistę". Jest patronem szkół muzycznych w Dzierżoniowie, Rzeszowie oraz Wodzisławiu Śląskim. Honorowy Obywatel Katowic i Honorowy Kresowianin. W 2012 roku odznaczony Orderem Orła Białego.

KLIKNIJ I PRZEJDŹ DO GŁOSOWANIA NA:
WYDARZENIE ROKU 2013 W WOJEWÓDZTWIE ŚLĄSKIM


*Filmy erotyczne z początku XX w. to nie porno, a sztuka ZOBACZCIE
*Głośni Ludzie 2013 Roku woj. śląskiego [ODDAJ GŁOS W PLEBISCYCIE]
*Abonament RTV 2014 [OPŁATY, TERMINY, ULGI]
*Orszaki Trzech Króli idą przez nasze miasta [ZDJĘCIA + WIDEO]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!