Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eskalacja konfliktu w Ukrainie. Co nas czeka w najbliższych tygodniach? Eksperci biją na alarm

Marcin Śliwa
Marcin Śliwa
Rosyjska agresja na Ukrainę przykuwa uwagę całego świata. Zdjęcie ilustracyjne.
Rosyjska agresja na Ukrainę przykuwa uwagę całego świata. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Karolina Misztal / Polska press
Sytuacja we wschodniej Ukrainie wciąż eskaluje. Rosyjskie czołgi są już w Donbasie. W wyniku ostrzału prowadzonego w ciągu ostatniej doby przez tak zwanych „separatystów” zginęło dwóch ukraińskich żołnierzy, a dwunastu zostało rannych. Przemysław Miśkiewicz i Jadwiga Chmielowska, osoby zaangażowane w sprawy Wschodu, komentują ostatnie wydarzenia.

- To co się dzieje w mediach, jest moim zdaniem odległe od rzeczywistości. Putin nie ma interesu w zajęciu Ukrainy - zależy mu na uzależnieniu jej. To co się teraz dzieje, ma pokazać, że Putin może doprowadzić do wojny, a Zachód, aby tego uniknąć, ma zgodzić się na ustanowienie prorosyjskiego rządu na Ukrainie – wyjaśnia Przemysław Miśkiewicz, opozycjonista, działacz społeczny i aktywista, który w 2014 roku wspierał protestujących na Majdanie.

Wkroczenie rosyjskich oddziałów na teren tzw. republik Donieckiej i Ługańskiej jest szeroko komentowane na całym świecie. W ocenie Przemysława Miśkiewicza nie jest to jednak nic nowego.

- Nie zmieniło to praktycznie niczego. Oficjalnie powiedziano to, co jest stanem faktycznym od prawie siedmiu lat. Cały czas mówiono, że są tam separatyści i partyzanci, natomiast oczywiście byli tam Rosjanie, a teraz po prostu weszli oficjalnie. Wczoraj uznaje te twory i równocześnie wprowadza swoje wojska celem zaprowadzenia pokoju – to postbolszewicki sposób działania. Jeśli się kogoś morduje, to z miłości, jeśli zajmuje się jakieś tereny, to po to, aby je wyzwolić. To jest dokładnie to, co robił Stalin – dodaje Przemysław Miśkiewicz.

Nie przeocz

Nieco inaczej obecną sytuację widzi Jadwiga Chmielowska, działaczka opozycji antykomunistycznej w PRL, dziennikarka, zaangażowana na przełomie lat 80-tych i 90-tych w obronę praw człowieka w krajach byłego ZSRR.

- W tej chwili Putin testuje dalej, czy może iść już na Warszawę, Wilno i Oslo w swojej drodze do Lizbony, czy jeszcze nie. Opieszałość Zachodu rozzuchwala go. To, co teraz się dzieje, jest wynikiem słabości Zachodu w latach, kiedy Putin napadał na Czeczenię i Gruzję. Świat pokrzyczał, pokrzyczał i się uspokoił. To go zachęciło do powtórki – analizuje Jadwiga Chmielowska.

Ukraina zdobyła niepodległość w 1991 roku i jej państwowość wciąż jest krucha. Jak zauważa Przemysław Miśkiewicz, na Krymie oraz we wschodniej części Ukrainy rzeczywiście żyje dużo Rosjan, a wejście wojsk rosyjskich od pewnego czasu było tam oczekiwane.

Prawdopodobnym kierunkiem dalszej rosyjskiej agresji może być wybrzeże Morza Azowskiego z Berdiańskiem i Mariupolem. Celem takiego ruchu ma być zapewnienie dodatkowych opcji na dostawy wody na Krym.

- Czy pójdzie dalej? Mówi się o Chersoniu, wydaje mi się, że nie. Projekt małorosji wydaje mi się nie do końca realny – analizuje Przemysław Miśkiewicz.

Rekcja Zachodu? „Ukraina w wypadku inwazji Putina jest bezbronna”

- Deklaracje prezydenta Bidena o sankcjach na republikę Doniecką i Ługańską są śmiechu warte. To tak, jakby nałożono sankcje na Ukrainę. Najważniejsze jest to, czy sankcje dotkną Rosję. Biden, który, według mnie, jest fatalnym prezydentem, kilka tygodni temu zapowiedział, że jeśli Rosjanie zaatakują Ukrainę, nie będzie Nord Stream 2. Czyli, innymi słowy, jak nie zaatakują, to będzie i tak Putin już osiąga jeden ze swoich celów – tłumaczy Przemysław Miśkiewicz.

Reakcja innych państw Zachodu również nie wydaje się być dość adekwatna i zdecydowana. Ze szczególną uwagą warto przyglądać się postawie Niemiec, które, jak na razie, wysłały do Ukrainy pięć tysięcy hełmów.

- W 2014 i 2015 roku wartość pomocy, którą wysłaliśmy na Ukrainę ze zbiórki publicznej w ramach Stowarzyszenia Pokolenie, na pewno przekroczyła wartość pomocy, jaka płynie teraz ze strony wielkiego państwa, jakim są Niemcy – zauważa Przemysław Miśkiewicz.

W swojej ocenie jeszcze dalej idzie Jadwiga Chmielowska.

- Niemcy powiedzieli, że nie będą certyfikować gazociągu Nord Stream 2. Obawiam się jednak, że to tylko chwilowa deklaracja. Niemcy swoją polityką energetyczną powiesiły sobie sznur na szyję, a teraz huśtają taboretem, na którym stoją – przekonuje Jadwiga Chmielowska.

Wielka Brytania deklaratywnie wykonuje pewne kroki, jak np. rozmowy o stworzeniu sojuszu „Londyn - Warszawa - Kijów”, jednak jej możliwości militarne są dostosowane do innego typu działań.

- Wielka Brytania właściwie nie ma sił lądowych. Powstanie tej osi to dla mnie humorystyczna sprawa. Politycy francuscy są prorosyjscy, zarówno prezydent Emmanuel Macron, jak i będąca w opozycji Marinne Le Penn. Nie miejmy złudzeń. Ukraina w wypadku inwazji Putina jest bezbronna. Polska zachowuje się racjonalnie, ale jest za małym graczem – przypomina Przemysław Miśkiewicz.

- Do sojuszu Londyn-Warszawa-Kijów dołączył również Waszyngton. Uważam, że jest to bardzo dobre, daje nam pewne gwarancje i zapewnia nam pokój, bo to co w tej chwili robi Francja i Niemcy, to tragedia dla całej Europy. Dzisiaj przyjechała do Polski komisja z Brukseli badać praworządność. Ludzie, opamiętajcie się, jest wojna – alarmuje Jadwiga Chmielowska.

Przy analizie geopolitycznej układanki nie można zapominać o bardzo ważnym elemencie Sojuszu Północnoatlantyckiego, jakim jest Turcja. Kraj ten dysponuje drugą pod względem liczebności armią w NATO, a jego interesy m.in. w rejonie Morza Czarnego i w Azerbejdżanie, są sprzeczne z aspiracjami Rosji. Wiele może również zależeć od tego, jaki kurs w obecnej sytuacji obierze Ankara i rząd Recepa Tayyipa Erdoğana.

To już nie jest ta sama armia

Największe nadzieje na zatrzymanie lub chociaż spowolnienie marszu Putina na zachód, daje ukraińska armia. Jak zgodnie zapewniają eksperci związani z militariami, wojsko ukraińskie jest już dużo silniejszym czynnikiem niż w 2014 roku.

- To już nie jest ta sama, zdemoralizowana armia. Jest dużo zawodowych żołnierzy, armia jest inaczej szkolona i ma lepsze uzbrojenie. To zupełnie inny model armii. Gdyby Putin „wszedł”, to oczywiście wygrałby tę wojnę, może zająłby Charków, Odessę Chersoń, doszedłby pod Kijów, a co dalej? Na zachodniej Ukrainie będzie bardzo silny opór, krwawa jatka. Nawet jak go zdławi, to będzie partyzantka - mówi Przemysław Miśkiewicz.

W obecnej sytuacji, gdyby Ukraińcy rzeczywiście stawili opór, spowodowałoby to śmierć kilkunastu, kilkudziesięciu tysięcy rosyjskich żołnierzy. To duże straty, szczególnie biorąc pod uwagę niesamowicie rozległą granicę Rosji i strategiczne punkty, które musi chronić. Czynnik militarny wydaje się tu być znaczący, jednak wielką wagę ma również sytuacja społeczna, jaką zaogniłby przedłużający się, pełnoskalowy konflikt.

- Nawet w tak zamordystycznym państwie, jakim jest Rosja, spowodowałoby to wielkie problemy, demonstracje, marsze matek, wiele innych zdarzeń, które mogłyby się odbić na przyszłych wyborach – zaznacza Przemysław Miśkiewicz.

Nawet jeśli Putin nie pójdzie dalej to i tak „musimy się teraz sprężyć”

W pamięci zbiorowej Polaków wciąż żywa jest pamięć o okrucieństwach II wojny światowej. Myśląc współczesnych konfliktach i o tym co teraz dzieje się w Ukrainie, często wracają obrazy tego, co w tamtym czasie działo się na terytorium II Rzeczpospolitej. Współcześnie zmienił się jednak sposób prowadzenia konfliktów zbrojnych i coraz rzadziej dochodzi do pełnoskalowych konfliktów z okupacją na czele.

Musisz to wiedzieć

- Ten model, moim zdaniem, nie wchodzi w rachubę, ponieważ świat się zmienił. Putin nie potrzebuje robić okupacji, to zawaliłoby mit tego, że „idziemy naszym ludziom z pomocą”, czym karmione jest rosyjskie społeczeństwo. Ważne dla niego jest uzależnienie gospodarcze, deklaracja NATO o nieprzyjmowaniu Ukrainy – wyjaśnia Przemysław Miśkiewicz.

Choć eskalacja obecnej sytuacji na Wchodzie wcale nie musi doprowadzić do powrotu dawnego, wojennego koszmaru, to cały świat musi zadziałać teraz. Bardzo możliwe, że zadecydują o tym najbliższe działania polityków i dyplomatów.

- Jeśli naprawdę chcemy pokoju, musimy zatrzymać Putina. Musi się liczyć z tym, że świat odpowie siłą. Jeśli mają to być sankcje, to muszą go faktycznie zaboleć, a boję się, że będą symboliczne – mówi Jadwiga Chmielowska. - To Niemcy nas tak urządziły. Istnieje oś Berlin-Moskwa-Pekin i jeśli świat sobie tego nie uprzytomni, że tak jest, to będzie wojna. Nie ma od tego odwrotu – ostrzega Jadwiga Chmielowska.

- Trzeba wziąć pod uwagę to, że Ukraina, uzależniona od Rosji w podobnym stopniu, jak Białoruś, gdzie prowadzone są ćwiczenia wojsk rosyjskich, teraz nie będzie jeszcze dla nas zagrożeniem, ale za 5-7 lat z tej strony możemy doświadczyć rosyjskiej agresji. Musimy się teraz sprężyć, wpływać na NATO i Unię Europejską, aby sankcje na Rosję i pomoc Ukrainie były ogromne. Lech Kaczyński to wiedział i niestety sprawdzają się jego słowa „dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj”. Warto o tym pamiętać, bo kto się nie szykuje do wojny, nie będzie miał pokoju – kończy Przemysław Miśkiewicz.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera