Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

100 lat "Gościa Niedzielnego". Otwarci na nowe wyzwania. Wywiad z redaktorem naczelnym ks. Adamem Pawlaszczykiem

Aleksandra Wielgosz
Aleksandra Wielgosz
Wideo
od 16 lat
„Gość Niedzielny” po raz pierwszy ukazał się sto lat temu, dokładnie 9 września 1923 r. O dziedzictwie i tradycji, a także przyszłości wydawnictwa rozmawiamy z redaktorem naczelnym „Gościa Niedzielnego” księdzem Adamem Pawlaszczykiem.

Aleksandra Wielgosz: Spotykamy się dzisiaj z okazji stulecia pracy wydawniczej „Gościa Niedzielnego”, z tej przyczyny chciałabym przywołać słowa Augusta Hlonda – pomysłodawcy pisma, które pojawiły się w jego pierwszym wydaniu z 9 września 1923 roku. „Przychodzi jako przyjaciel ludu z otwartem słowem prawdy. Nie chce nikomu schlebiać. Nie służy żadnemu stronnictwu politycznemu ani nie jest wyrazem interesów jakiegoś odłamu społeczeństwa. Pomijając zatem wszystko to, co denerwuje, omawiać będzie bieżące sprawy religijne”. Przyszły prymas nakreślił czytelnikom linię pisma. Czy dzisiaj, sto lat później, jego słowa są nadal aktualne i prezentują priorytety wydawnicze? Czy założenia Augusta Hlonda są filarem działalności „Gościa Niedzielnego”?

ks. Adam Pawlaszczyk: „Arcypasterska zachęta” księdza Hlonda z perspektywy dzisiejszych czasów jest fenomenem. Gdybyśmy ją przeanalizowali używając kryteriów czysto medialnych, musielibyśmy powiedzieć, że zaprzecza podstawowym kategoriom dziennikarstwa, bo przecież rzetelne dziennikarstwo nie może pomijać tego, co „denerwuje”. Kiedyś mi się wydawało, że w katolickim medium tak ma być. Trochę czasu trwało zanim zrozumiałem, dlaczego Hlond tak napisał i dlaczego nie należy tego kierunku kontynuować. Musiałem sobie wyobrazić ówczesną sytuację geopolityczną na Górnym Śląsku. To były naprawdę trudne czasy, w których trzeba było godzić Polaków z Niemcami – zarówno świeckich, jak i księży. Napięcia były ogromne. Ksiądz 3 maja wywiesza przy kościele polską flagę – Niemcy piszą skargę do kurii. Myślę, że Hlond w tamtych czasach przede wszystkim postawił na tę gałązkę oliwną. Dzisiaj polaryzacja opinii w mediach jest ogromna i też na nią stawiamy. Bez względu na to, co mówimy i na jaki temat mówimy, udowadniamy, że staramy się tę gałązkę zieloną nieść. Jest też ta druga strona tekstu Hlonda – również w mojej ocenie katolickie pismo nikomu nie powinno schlebiać, a już na pewno nie może wbijać się w jakikolwiek kostium partyjno-polityczny. O ile miejsce na dyskusje o polityce musi w nim być (właściwie jest to jedyna przestrzeń w Kościele, gdzie być powinno, ambona się absolutnie do tego nie nadaje), o tyle nie może to być folgowanie jakimkolwiek upodobaniom, czy gustom politycznym, raczej opisem rzeczywistości i interpretacją z perspektywy nauczania Kościoła.

Zastanówmy się nad motywami wydawniczymi Augusta Hlonda. Z jednej strony mamy odradzające się państwo Polskie, z drugiej strony spory poplebiscytowe, z innej napływ ludności z innych regionów Polski. Co mogło być powodem planów przyszłego prymasa?

Nie umiem odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Uświadomiłem sobie jednak właśnie dzisiaj, że nie minął nawet rok od czasu jak został powołany na administratora (w 1922r. przy. red.) a już zorganizował pismo katolickie. Oczywiście tworzył też inne instytucje. Nie wiem jakie były jego główne motywy, zapewne wiedział, że medium jest potrzebne, i że to ma być medium katolickie z wszystkimi kryteriami i kategoriami tejże katolickości, czyli przede wszystkim powszechności. Cenię go i podziwiam za to co zrobił, zwłaszcza, że rzeczywiście sto lat temu, warunki były zupełnie inne. Hlond mianował pierwszego redaktora naczelnego, który zorganizował pismo, a niedługo potem zrezygnował z tej funkcji, w końcu założył kolejny tygodnik katolicki w diecezji, w której został biskupem. Oni musieli wtedy wiedzieć, czym w rzeczywistości są media, że to media kształtują świadomość, również osób wierzących, których – nawiasem mówiąc - w tamtych czasach było też o wiele więcej.

Rozwój przemysłu sprzyjał odchodzeniem od wiary. Tak działo się w różnych częściach Europy. Inaczej było na Śląsku. Wiara Ślązaków była głęboka i mocna. A jednak okazało się, że mimo wszystko pismo jest potrzebne.

Tak, ja bym powiedział więcej. Proszę pamiętać, że to było pismo przede wszystkim dla „ludu” śląskiego. Na Górnym Śląsku analfabetyzmu praktycznie nie było. Ludzie nie byli jakoś świetnie wykształceni, ale podstawy mieli. Uważam, że to był świetny ruch. Świetny również pod względem pobudzania świadomości społecznej. Ta świadomość okaże się niezwykle ważna potem, po II wojnie światowej, kiedy będzie dochodziło do otwartej wojny władz z Kościołem. Kościół będzie dalej podejmował tematy istotne społecznie. Ta rola „Gościa Niedzielnego” w tamtym okresie jest nie do przecenienia.

Imponujący jubileusz "Gościa Niedzielnego"

„Arcypasterska zachęta” umieszczona w pierwszym wydaniu „Gościa Niedzielnego” zawiera jeszcze jeden ciekawy fragment „nie będzie z żadnem konkurował pismem, bo jego zadaniem nie jest walka polityczna, nie sensacja, ale pogłębianie znajomości wiary i zasad życia chrześcijańskiego”. A jednak dzisiaj, pismo uchodzi za najbardziej opiniotwórczy tygodnik, a sprzedawane nakłady są jednymi z największych w Polsce.

To jest oczywiście temat rzeka. Bardzo lubię go omawiać. Faktycznie tak jest. Obecnie wśród prasy drukowanej jesteśmy liderem, aczkolwiek wyniki sprzedaży lecą na łeb na szyję wszystkim pismom drukowanym. Papier powoli, choć słyszymy to od 20 lat, jednak przechodzi do lamusa. Jeśli nas wyprzedzają jakieś inne tygodniki opinii, zwłaszcza chodzi o dwa tytuły, to są to subskrypcje elektroniczne. Natomiast jeśli pyta pani o konkurencję, to mnie się zdarzyło nawet kiedyś w jednym z programów telewizyjnych, w którym występowaliśmy razem z innymi naczelnymi tygodników katolickich powiedzieć, że ja nie do końca chcę uznać, że ona istnieje. W wymiarze materialnym ona oczywiście jest. Trudno przecież wyobrazić sobie katolika, który przychodzi do kościoła ma przed sobą pięć tytułów i wszystkie kupuje. Moim ogromnym marzeniem było, aby przy okazji obchodów jubileuszu, przy jednym stole zasiedli obok siebie redaktorzy naczelni wszystkich polskich tygodników katolickich. Jeżeli to się uda, a wszystko wskazuje na to, że tak, to będę bardzo szczęśliwym redaktorem naczelnym tygodnika katolickiego, który konkurencję postrzega właściwie, nieinwazyjnie, bez mieszania do tego polityki albo jakichś sporów wewnątrzkościelnych.

Wspomniał ksiądz o rozwoju technologii. Jak wyglądał proces wdrożenia wydań internetowych tygodnika?

Proces ten rozpoczął się zanim zostałem redaktorem naczelnym, ale myślę, że de facto to będzie główny cel mojej obecności tutaj. Pracowałem w różnych przestrzeniach, jednak w rzeczywistości świat on-line, to coś o wiele trudniejszego. Wiemy, jaka temperatura dyskusji panuje w mediach internetowych, szczególnie w społecznościowych. Uważam, że naszym obowiązkiem jest jak najbardziej profesjonalnie istnieć w tej przestrzeni. Dziś właściwie większość odbiorców mediów, to odbiorcy mediów elektronicznych. Jest pewna szansa i pewien minus bycia katolickim medium. Obawiam się, że nigdy nie dorównamy pod względem liczby odbiorców innym mediom, bo metody którymi posługują się czasami media internetowe są nieetyczne. To jest bardzo często manipulacja, dezinformacja, przede wszystkim stawianie na klikalność. Zaznaczyłem już dawno, że dopóki ja jestem redaktorem naczelnym, nie pozwolę na to, abyśmy stali się medium, które wprowadza odbiorcę w błąd chociażby samym tytułem artykułu. Tak samo, jeśli chodzi o reklamy: niektóre są nie do zaakceptowania w katolickim medium, odbiorcy bardzo często reagują zgorszeniem. Z drugiej strony reklama jest przecież nieodzownym źródłem utrzymania. Mam nadzieję, że w przestrzeni Internetu odnajdziemy się w sposób profesjonalny i będziemy mieli czytelnikowi katolickiemu do zaoferowania coś lepszego niż wiele z tych treści, które się tam pojawiają.

Setne wydanie "Gościa Niedzielnego"

Poruszacie różną tematykę – etyczną, społeczną, ekonomiczną, polityczną czy religijną. Czy są takie tematy, które z punktu widzenia redakcyjnego przysparzają najwięcej problemów?

Rozpocznę od najważniejszych tematów. Ostatnio odnoszę wrażenie, że ludzie są coraz bardziej złaknieni tego, aby w katolickim tygodniku znaleźć przede wszystkim treści religijne. Ta wszechobecna dzisiaj pustynia duchowa, pustynia wartości, powoduje jednak u odbiorcy potrzebę czegoś głębszego, nawet jeśli sam sobie nie uświadamia, że chodzi o pragnienie wiary. Pojawiło się ostatnio sporo opinii, z którymi nie do końca mogę się zgodzić, że mamy być tylko i wyłącznie czasopismem religijnym. Rola dziennikarstwa katolickiego polega przecież na tym, że odnosi się do całości tego świata, w którym żyjemy. A ten świat ma różne oblicza i perspektywy: i tę polityczną, i tę społeczną, i tę naukową, i kulturową. Chcielibyśmy podejść do tego holistycznie, patrzeć na człowieka jako na całość, aczkolwiek zawsze z priorytetem kryterium religijnego: przez pryzmat Ewangelii i nauczania Kościoła.

Każdy czytelnik jest ważny, ale czy jest jakaś grupa docelowa, do której szczególnie chcielibyście Państwo dotrzeć?

Formuła tygodników z wieloma działami, na przykład: „polityka”, „kultura”, „nauka”, „świat”, „religia”, „Kościół” chyba się powoli wyczerpuje. Ludzie wolą jednak otrzymywać tylko i wyłącznie te treści, którymi są zainteresowani. To dlatego wyszukiwarki są tak ważne. Klient nie chce płacić za coś z czego w pięćdziesięciu procentach nie skorzysta. Takie formuły się kończą. Korzystają z nich przede wszystkim ci, którzy są do nich przywiązani, a zatem starsi. Współczesny, młody odbiorca ma inne potrzeby, jestem o tym przekonany. W najbliższym czasie zakładamy powstanie nowych tytułów, np. związanego z historią, bo na takie media jest zapotrzebowanie. Inna sprawa, że ci którzy pozostaną przy drukowanej prasie, pozostaną raczej ze względu na jej domniemaną większą wiarygodność. Papier jest cierpliwy. Czym innym jest pisać na szybko anonimowy komentarz w mediach społecznościowych, a czym innym oddać tekst do druku. Treść wydrukowana raczej pozostanie dowodem istnienia konkretnej osoby, z imieniem i nazwiskiem, zdaje się bardziej wiarygodna.

Interesujące są księdza zainteresowania. Z jednej strony prawo, czyli pragmatyzm, a z drugiej poezja, literatura, czyli duchowość. Na ile te doświadczenia są cenne w pracy redaktora naczelnego?

Muszę pani powiedzieć, że właśnie wracam z wywiadu, w którym mówiłem o prawie i byłem pytany tylko i wyłącznie o prawo. Jest pewien błąd w takim postrzeganiu prawa, które pani określiła jako pragmatyzm, i poezji, która jest przypisana kategorii duchowości. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie czy to mi pomaga, czy przeszkadza. Z pewnością pomaga mi otoczenie, w które wszedłem, redakcja pełna świetnych ludzi. Dziennikarstwa uczyłem się od profesjonalistów, z czego bardzo się cieszę. Pewnie, że humanistyczne przygotowanie bardzo w tym pomaga. Prawo niekoniecznie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Jeżeli dziennikarstwo ma być rzetelne, musi być oparte na rzetelnej wiedzy i przygotowaniu. Uważam, że nie ma nic gorszego niż nieprzygotowany dziennikarz. Nie ma też jednak również nic gorszego niż dziennikarz, który nie potrafi być empatyczny wobec osoby, z którą rozmawia. Kapuściński napisał kiedyś, że dziennikarzem może być tylko człowiek dobry. Mistrz reportażu mówi o dobroci człowieka, fascynuje mnie to! Uważam, że dziennikarstwo ma przyszłość, przy czym niestety jest coraz bardziej zdeprawowane, ze względu na metody przyciągania uwagi, manipulację odbiorcami w świecie, w którym istnieje i tak nadmiar bodźców. Wierzę w to, że prawdziwi, rzetelni dziennikarze będą jeszcze długo istnieć i mieć się dobrze.

"Gość Niedzielny" od stu lat na rynku wydawniczym

Czym kieruje się ksiądz przy przyjmowaniu nowych dziennikarzy?

Na pewno nie intuicją. Lubię przeczytać teksty. Ważna jest osobowość. Nie ma czegoś takiego, że w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej pytam o życie religijne, aczkolwiek już świat wyznawanych wartości jest bardzo istotny. Trzeba zachować pewną równowagę i myślę, że do tej pory mi się to udawało. Zespół, do którego wszedłem jest zespołem z ogromnymi tradycjami, to dziennikarze z krwi i kości, którzy mają nie tylko umiejętności, ale też i te dodatkowe cechy którymi dziennikarz powinien się charakteryzować.

Jakie wyzwania stoją przed „Gościem Niedzielnym”?

Na pewno bardzo intensywne przeformułowanie się w kierunku mediów elektronicznych. Chcielibyśmy, żeby treści „Gościa Niedzielnego” w wydaniu internetowym stanowiły „alter ego” wersji drukowanej tygodnika. Kwestia subskrypcji będzie najistotniejsza. Ale to raczej taki wycinek pragmatyczny, na którym nie chciałbym się zatrzymywać. Wyzwanie to jest coś o wiele więcej. Wyzwanie to kwestia zachowania jakości przekazu kierowanego do odbiorcy. Ten przekaz musi być jednoznaczny, a przy tym zakładający oczywiście, że odbierają go różni ludzie. Musi rzeczywiście reprezentować to za czym stoi, więc i wartości, o których mówiliśmy na początku. Jestem przekonany, że kolejne pokolenia, nawet jeśli nie tak masowo, jak dotąd, będą z „Gościa Niedzielnego” korzystały. Damy z siebie wszystko.

Nie przeocz

Musisz to wiedzieć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera